Mówią, że właściwie zrobili co do nich należało. Odchodzą z podniesioną głową, a nie z podkulonym aferą ogonem i robią to dla naszego dobra. Pani premier przekonuje, że to nie urabianie wyborców, tylko że robi to dla nas, żebyśmy wierzyli we władzę i w rekordowym tempie załatwia nową obsadę stanowisk.
I po co to wszystko? Żeby naród przed wakacjami zauważył to poświęcenie. Bo w lipcu i sierpniu z poziomu piaszczystej plaży, leśnego duktu, czy choćby zacienionej działki moglibyśmy tych starań nie docenić.
A tak, nic, tylko podziwiać. I co z tego, że przez cztery miesiące „nowi” prochu raczej nie wymyślą. Przynajmniej z kursu nie zejdą. Jest bezpiecznie, ale z przytupem. W Sejmie też będą wakacje, więc każdy marszałek będzie dobry. Byle do wyborów.
Aż strach pomyśleć, kogo wywalą po wakacjach, żeby wiara narodu we władzę nie osłabła.