Gdyby nie kilkaset ofiar nieudanego zamachu, można by uznać akurat tę próbę zmiany władzy za groteskową i operetkową, bo nawet przywódcy zliberalizowanej, jak twierdzi prawica, do granic absurdu Europy wiedzą, że tak spraw wojskowego przewrotu się nie załatwia. Brakowało mi jedynie wcześniejszej zapowiedzi bezpośredniej relacji z puczu w którymś z CNN-ów.
Oczywiście niczego nie chcę sugerować, ale za jedynego wygranego tragicznych zajść w Turcji trzeba uznać prezydenta Erdogana, który jest już tylko o krok od tytułu Sulejmana Wspaniałego. Zapewne z tych i innych względów prezydent Turcji znalazł uznanie w oczach Jarosława Kaczyńskiego, było to co prawda przed dramatycznymi wydarzeniami w Stambule i Ankarze, ale zawsze…
Sam Erdogan, a i owszem, jest osobą nietuzinkową, zafrapował mnie wstrząsającą opowieścią o stopach swojej matki, których roztaczającą woń pamięta po dziś dzień. Wąchanie stóp, zwłaszcza matczynych, nie jest zapewne niczym złym, ale pokazuje mi jak wielkie zaległości uczuciowe ja i podobni mi ludzie mają w stosunku do osób najbliższych.
Nie wiem, czego nawąchał się minister MSWiA Mariusz Błaszczak, który ze znaną nam z licznych przekazów telewizyjnych miną karawaniarza z należytym na jego stanowisku wstrętem odniósł się do wszystkich wyrazów współczucia po zamachach we Francji.
Co tak bardzo zdenerwowało ministra? Barwne rysunki kredą, wykonane w geście solidarności w obrzydliwych, bo tęczowych, kolorach, a tęcza to, wiadomo LGBT - lesbijstwo, gejostwo i inne dewiacje, przynajmniej dla członka gabinetu Beaty Szydło.
Niezaprzeczalny fakt, że poziom empatii ministra jest równy współczuciu wobec osób trzecich mojego chomika w porze karmienia, może jednak dowodzić, że na takim stanowisko nie miętkim, ale twardym trzeba być bezwzględnie… choćby po trupach.