https://expressbydgoski.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Kogo boli bardziej?

Mariusz Załuski
Na niego nie ma mocnych. Bo choćby nie wiem jak dzielnie knuć kolejne marketingowe zagrania i nie wiem jak wytężać talenta, to los może nam plany pokrzyżować w jednej chwili. I sprawić, że trzeba się będzie zatrzymać. Kontuzja, wypadek, jakiś przypadkowy zbieg okoliczności, jakaś choroba...

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Na niego nie ma mocnych. Bo choćby nie wiem jak dzielnie knuć kolejne marketingowe zagrania i nie wiem jak wytężać talenta, to los może nam plany pokrzyżować w jednej chwili. I sprawić, że trzeba się będzie zatrzymać. Kontuzja, wypadek, jakiś przypadkowy zbieg okoliczności, jakaś choroba...

No, a do tego z kulturą pop jest tak, że wyjątkowo źle toleruje próżnię. I jak gdzieś tylko powstanie luka, natychmiast wpychają się w nią inni. Jasne, będzie trochę użalania się, trochę współczucia, trochę tekstów w tabloidach, że przecież „pamiętamy”. Ale to by było na tyle.

<!** reklama>A po kopniakach od losu wrócić do statusu gwiazdy jest bardzo ciężko, jeśli w ogóle taki powrót jest możliwy. Choć przecież niczemu winni nie jesteśmy, bo chodzi mi tu o autentyczne życiowe kopniaki, a nie dramaty sprokurowane osobiście na skutek namiętnego zapijania się czy załykiwania tabletkami.

Parę dni temu, w czasie „You Can Dance” jeden z uczestników - mówiąc szczerze najbardziej medialny z całej gromadki, bo i przystojny, i wygadany, i utalentowany - skręcił sobie nogę. Wydarzenie błahe, ale oczywiście nie dla chłopaka. Bo potencjalne sukcesy, góra pieniędzy i tańcowanie w samym Nowym Jorku prysnęły w sekundę. Chłopak musiał pożegnać program, bo nikt nie będzie czekał, aż wydobrzeje. Szoł musi trwać.

Ale przecież mamy w pamięci prawdziwe tragedie, w których nagle sypnęło się wszystko. I to wielu osobom. Jak po pamiętnym wypadku zespołu Varius Manx.

I pewnie któreś już pokolenie zadaje sobie pytanie, jaki byłby rock’n’roll, gdyby Buddy Holly i Ritchie Valens wsiedli do innego samolotu. Albo co jeszcze do rocka mógłby wnieść zespół Lynyrd Skynyrd, gdyby nie doszło do katastrofy. I czy sprostałby własnej legendzie James Dean, gdyby sympatyczny student kierujący fordem zauważył samochód aktora. I kto z tych, którzy zastąpili Deana w roli głosu pokolenia, nie zrobiłby nigdy kariery, bo nie starczyłoby dla niego miejsca? A jaką jeszcze kołysankę napisałby Komeda, gdyby nie ten fatalny upadek na zboczu? Takie pytania można oczywiście mnożyć i rzecz jasna dotyczą one nie tylko popu. Z kulturą masową jest jednak tak, że często im bardziej modne zadęcie towarzyszy jakimś działaniom czy osobom, tym bardziej ulotny jest ten produkt. Bo co tu dużo gadać, po telewizyjnym gwiazdorze, piosenkarzu, aktorze grającym w megahitach zostanie niewiele dzieł, które przetrwają próbę czasu. Kultura masowa ma to do siebie, że gusta i style zmieniają się tu tak szybko, że już po chwili wszystko jest passe.

Zostaje coś innego - legendy. Dean na wieki wieków będzie już ikoną młodego gniewnego, choć coraz mniej osób w ogóle widziało jego filmy. Noga utalentowanego młodzianka z „You Can Dance” wydaje się tu wręcz nie na miejscu... Choć skręcona na samym starcie, tuż-tuż przed zapukaniem do pokoju z aspirantami na gwiazdki, boli na pewno jeszcze bardziej.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski