Na sygnał rzucają ciasteczka, błyskawicznie dopijają kawę, kończą rozmowy i biegną głosować. Kto? Członkowie Rady Miasta Poznania.
Wiedzą bowiem, że każdą nieobecność na sali sesyjnej odczują w kieszeni. Cięcie po dietach to dość brutalna, ale skuteczna metoda na zdyscyplinowanie tamtejszych radnych i zachęcenie ich do aktywnego udziału w pracy samorządu. Tym tropem poszli również grudziądzcy radni, którzy niedawno przegłosowali uchwałę, dzięki której za każdą nieobecność na sesji czy komisji będzie im potrącane aż 30 procent diety. Gdy „zapomną” o obowiązkach kilka razy, mogą się z wypłatą pożegnać.
<!** reklama left>- Jestem radną już kilkanaście lat, zdążyłam poczynić odpowiednie obserwacje - mówi Małgorzata Kufel, przewodnicząca grudziądzkiej rady. - Mamy takich rajców, którzy nie robią nic, nie bywają w ogóle na obradach. A podczas wyborów opowiadali wszystkim, jak to będą poświęcać się dla mieszkańców. Stąd właśnie uchwała, która zmobilizuje ich do pracy.
W Bydgoszczy także przewidziane są, symboliczne w porównaniu z Grudziądzem, kary dla leniwych radnych. - Obcinamy 10 procent diety, jeśli radny nie usprawiedliwił nieobecności na sesji rady oraz 5 procent, gdy nie było go na posiedzeniu komisji - tłumaczy Wojciech Paczkowski, dyrektor Biura Rady Miasta. - Na razie minęło zbyt mało czasu, żeby wytypować „leniuchów”. Zestawienie zrobimy po upływie pierwszego roku kadencji.
Już teraz wiadomo jednak, że rekordów nieobecności raczej nie będzie. Dobre zdanie o profesjonalnym podejściu do swoich zadań przez bydgoskich samorządowców ma wieloletnia przewodnicząca rady, Felicja Gwincińska. - Mamy wiele nowych, młodych twarzy w radzie i widzę, że nie powtarza się sytuacja z poprzedniej kadencji, że ktoś wpisuje się na listę obecności, a potem zabiera teczkę i szybko wychodzi. Uważam jednak, że zaostrzanie kar dla radnych nie jest dobrą drogą motywowania ich do pracy. To poczucie obowiązku, który wzięło się na swoje barki startując w wyborach, powinno wpływać na ich zaangażowanie - komentuje.