Jak dotąd, skutek jest żaden. Nieczynna linia jest balastem, który ze swoich barków chciałyby zrzucić i kolejarze, i samorządowcy. Gorącego kartofla więc kawałek po kawałku ubywa.
PRZECZYTAJ:Ktoś nam ukradł szyny. Na trasie kolejowej wpisanej do ewidencji zabytków grasują złodzieje
To krótkowzroczna polityka, która odbije nam się czkawką już niedługo. Spróbujmy wydostać się z Bydgoszczy o godzinie 15 w kierunku Białych Błot czy Koronowa. Godzina stania w korku.
Pociągiem zdążylibyśmy już w tym czasie obrócić w obie strony. Kraje, owszem, bogatsze od Polski, ale i mające mądrzejsze władze, takie jak Niemcy czy Wielka Brytania, już dawno doceniły rolę lokalnych połączeń kolejowych. Tam nie zamyka się linii, tylko dba o to, żeby nie zostały rozkradzione i nie zarosły zielskiem.
U nas bardzo nieliczni próbują być mądrzy przed szkodą. Póki nie za późno.