Mimo że możliwości spędzenia wolnego czasu na świeżym powietrzu nie brakuje, a kluby sportowe i centra fitness zasypują nas ofertą, nadal wiele osób woli spędzać czas przed telewizorem.
<!** Image 3 align=right alt="Image 62705" sub="Na razie słyszą pod swoim adresem - gdzie zgubiliście swoje narty?! Ale miłośnicy nordic walking wiedzą, co robią. Chodzą po zdrowie, tak jak podczas „Pożegnania lata”, które odbyło się pod naszym patronatem w ostatni weekend. /Fot. Tadeusz Pawłowski">Ci, którzy jednak wolą aktywny tryb życia, nie żałują. - Od czasu, kiedy zacząłem do pracy przyjeżdżać rowerem, czuję się coraz lepiej - mówi pan Jakub. - Jednak teraz rower nie jest już tak atrakcyjny, bo rano jest zimno. Trafiłem więc na siłownię i teraz czuję, że to był strzał w dziesiątkę.
Podbiegunowy spacer
To jednak nie siłownia, a nordic walking staje się ostatnio najbardziej trendową formą rekreacji. Szaleństwo chodzenia na spacery z kijkami ogarnęło całe województwo, a „łokerzy” organizują się spontanicznie internetowych forach na wspólne spacery. - W trakcie godzinnego marszu z kijkami spalamy około 400 kalorii, a 90 procent mięśni naszego organizmu jest aktywnych. Nordic walking poprawia kondycję, wzmacnia mięśnie kręgosłupa i nóg jednocześnie odprężając mięśnie szyi i ramion. Co ważne, nie obciąża przy tym stawów kolan i bioder. To doskonały sport dla wszystkich, którzy mają problemy z sercem - uważa Maciej Kmieć, kierownik kliniki w hotelu Villa Park w Ciechocinku, instruktor nordic walking. - Nie ma znaczenia, czy jest się młodym, czy starszym, zawodowcem czy początkującym. Każdy, kto tylko chciałby poprawić swoją kondycję albo zwyczajnie się odstresować, powinien spróbować. Plusem jest to, że „podbiegunowego spaceru” uczy się bardzo szybko. Już po kilku minutach można śmiało maszerować po parku pod bacznym okiem instruktorów. Warto dodać, że można go uprawiać praktycznie wszędzie.
Panie preferują, choć nie jest to regułą, ćwiczenia w swoim gronie, bez krępujących męskich spojrzeń.
Panom wstęp wzbroniony
W większych miastach kluby, do których panowie mają wstęp wzbroniony, to reguła. - Trenują ze mną panie w różnym wieku, każda w swoim własnym rytmie - mówi pani Marta z Torunia. - Nie ma jednak lenienia się, jak tylko ktoś się miga, trener zaraz wkracza do akcji. - Chodzę do klubu trzy razy w tygodniu, ćwiczę pilates, gimnastykę wyszczuplającą, aerobic i spinning.
<!** reklama left>Grono wiernych zwolenników mają również squash, jazda konna, taniec z elementami aerobiku i basen. Ale nie zwykły. - Prowadzę zajęcia z aquaaerobiku już szósty rok, nie mam już żadnych wolnych miejsc w swoich grupach - mówi Beata Jetka z Funny Fitness z Bydgoszczy. - Aerobik w wodzie daje wiele korzyści, można go trenować nawet po urazach i kontuzjach, bo w wodzie nie obciążamy tak stawów i kości. Na zajęcia przychodzą panie w wieku od 15 do 70 lat. Co ważne, 80 procent ćwiczących nie umie pływać, ale to przy aquaaerobiku nie jest w ogóle istotne.
Na Zachodzie rozszerza się propozycję zajęć w wodzie, popularny jest zwłaszcza spinning w wodzie. - Prowadziłam takie zajęcia w Szwajcarii, u nas też doskonale by się sprawdziły. Problemem jest zakup maszyn, które są dość drogie - mówi Beata Jetka.
Jeden procent w centrum
W każdym dużym mieście istnieje przynajmniej jeden klub, a właściwie centrum sportowe, w którym można spędzić aktywnie czas. - Polacy niechętnie ćwiczą - uważa Dariusz Ciemielewski, współwłaściciel Bella Line Wellness Centrum w Toruniu. - W Holandii ponad 15 procent mieszkańców czynnie uprawia sport, w Polsce niewiele ponad jeden procent. To oznacza, że trenujących będzie coraz więcej. Teraz prym wsród klientów wiodą ludzie około 30., którzy lubią aktywny wypoczynek i mają świadomość, że warto to robić.
Nowe kluby fitness kuszą nowym sprzętem, klimatyzacją i świetnymi urządzeniami do „rzeźbienia” ciała. Ale ortodoksyjni zwolennicy wielkich mięśni tu się nie pojawiają. Ich spotkać można w osiedlowych siłowniach, w których panuje kult siły i masy. - Nie lubię tej komercyjnej atmosfery w fitness klubach. Wolę klimat prawdziwej pakerni, gdzie królują pot i łzy - śmieje się Krzysztof z Inowrocławia. - Tu jest kumplowska atmosfera, bez różnicy, czy przyjeżdżasz na trening autobusem, czy BMW.