Na lat przełomie eksperci roboty mają sporo. A tym razem szczególnie, bo w 2020 tyle będzie się działo, że główka boli. Jako człowiek ambitny, choć odważny nieprzesadnie, postanowiłem jednak pobawić się w Cygankę, co to prawdę ci powie. I oto mój osobisty i żałośnie niezgodny z dyżurną linią jasnowidztwa ranking ludzi, którzy wygrają rok 2020.
Jeśli chodzi o politykę po stronie władców Polski, to będzie to rok premiera Morawieckiego. Wszyscy biadolą, że nie ma zaplecza, że różne Ziobry z kniei wychodzą i podgryzają, że lud nigdy bankstera nie pokocha, a mi się wydaje, że jest wręcz przeciwnie. Premier okopał się mocno, tak, że mógł nawet pana Suskiego pogonić, co to ponoć miał go pilnować. I w roli delfina Prezes widzi go coraz wyraźniej.
Na lewicy będzie to rok – o dziwo i o zgrozo – pana Czarzastego. Tak, tak, tego pana Włodka, co to miał gębę wuja-aparatczyka i w lewicowym trio robił za tego najmniej sexy. Ot, taki relikt. A tu proszę, pan Zandberg niby świetny, ale i trochę straszny radykalizmem, a pan Biedroń robi teraz za mało wiarygodnego brukselskiego fircyka. No a pan Włodzimierz? Mesjasz lewicy, jak mówią fani...
Na świecie będzie to rok Donalda Trumpa. Żyjemy w matriksie pobożnych życzeń jego przeciwników, powtarzających, że cały świat uważa go za potwora. Problem w tym, że Ameryka, zwłaszcza ta ludowa, uważa inaczej.
Sport? Bardzo bym chciał, żeby to był rok Roberta Lewandowskiego i żeby na Euro załatwił sobie złote buty, koszulkę, a nawet beret. Ale tak się nie stanie. Pani Włodarczyk z kolejnym olimpijskim złotem przejdzie do historii, ale po wpadce kopaczy na Euro będzie trochę sukcesem zastępczym.
W świecie wirtualnym, w którym żyjemy coraz częściej i coraz chętniej, to będzie rok firmy CD Projekt i jej „Cyberpunka 2077”. I to będzie ten wielki sukces Polski, do którego chętnie przytulą się wszystkie misie. Nie oczaruje nas za to Franz Maurer, bohater „Psów”, smutnego portretu lat 90. Franz powróci w 2020 w „Psach 3” do innej Polski. I będzie równie zabawny, co pan Karwowski w zapomnianej dokrętce „Czterdziestolatek. 20 lat później”. Choć znów mam nadzieję, że się mylę.
