<!** Image 1 align=left alt="Image 17502" >Na początku były delikatne prztyczki, teraz zrobiło się ostro. Politycy PiS brną w konflikt z środowiskiem prawniczym z dużym samozaparciem, niespecjalnie przejmując się ostrzałem opozycji i zawodowych korporacji. I choć naprawdę nie jest tak, że cała racja leży po stronie biednych prawników, którym dokuczają mściwi politycy - funkcjonowaniu naszego wymiaru sprawiedliwości daleko do ideału, a niektóre pomysły ministra Ziobry mają ręce i nogi - to tym razem PiS w osobie nieocenionego posła Gosiewskiego nieco się zapędziło. A do tego, zamiast dygnąć grzecznie i się wycofać, idzie w zaparte.
Poseł Gosiewski zabawił się bowiem w generalizację, a z generalizacjami bywa tak, że bolą głównie tych niewinnych. Jasne, że są przypadki korupcji wśród adwokatów, jasne, że można by się zastanawiać, czy ich samorząd reagował właściwie. Ale piętno dla wszystkich?
A tak na marginesie - mam wrażenie, że prawnicy i politycy, wypowiadający się w obronie adwokatury, nie bardzo czują zmiany w społecznym odbiorze tej profesji. I nie chodzi mi tu o irytującą dla wielu Polaków korporacyjną wojnę obronną w sprawie aplikacji, ale choćby o wizerunek adwokata w kulturze masowej - polskich serialach czy filmach. To już nie elitarny pan mecenas, co to z komuną brał się za bary - ale „papuga” na smyczy bandziorów, której na pewno nie chodzi o prawo i sprawiedliwość. I coś z tego zostaje. I PiS o tym wie.
W ostatniej mowie Jarosława Kaczyńskiego mieliśmy wyraźny atak na „front obrony przestępców” - pora więc na akcje mniejszych harcowników. Wiem, że sporo się musi zmienić, bo takie sytuacje jak w Gdańsku, gdzie adwokat z sędziną ustawiali wyroki, to już po prostu dno. Ale jak rewolucja, to najczęściej ścina się równo i nie patrzy na koszty. A tu koszty mogą być ogromne. Bo idzie o autorytet wymiaru sprawiedliwości.