Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak pani Basia szantażystę nagrywała

Grażyna Ostropolska, fot. Tadeusz Pawłowski
Jacek Zalesiak, dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Kruszwicy, nie przewidział, że sprzątaczka Barbara Boniak wsunie pod stanik telefon komórkowy i zarejestruje ich rozmowę...

Jacek Zalesiak, dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Kruszwicy, nie przewidział, że sprzątaczka Barbara Boniak wsunie pod stanik telefon komórkowy i zarejestruje ich rozmowę...

<!** Image 2 align=none alt="Image 188705" sub="Barbara Boniak (na zdjęciu pokazuje, jak przygotowała się do rozmowy z dyrektorem szkoły) oczekuje, że sąd przywróci ją do pracy na pełnym etacie">

Rozmowa była ważna i poufna, więc dyrektor wpierw się upewnił, czy sprzątaczka go nie nagrywa. - Zrewidował mi kieszenie, zadzwonił na mój numer z telefonu sekretarki i pewnie brak sygnału go uspokoił. Nie wiedział, że wyciszyłam telefon, wsunęłam pod stanik i będę go nagrywać - wspomina Barbara Boniak. Rozmowa, zarejestrowana jej komórką, jest teraz ważnym dowodem w sądzie. - Na okoliczność, że dyrektor zastosował wobec mnie szantaż, a gdy mu nie uległam, podstępnie mnie zwolnił - wyjaśnia sprzątaczka. Oczekuje, że sąd to potwierdzi i przywróci ją do pracy. <!** reklama>

Od kilku lat Barbara Boniak przewodniczyła Wolnemu Związkowi Zawodowemu „Solidarność - Oświata”, a ten, jak wynika z nagranej (29 czerwca ub.r.) rozmowy, mocno dyrektora szkoły drażnił. „Pani Basiu, bardzo dobrze pani pracuje i ja nie mam żadnych zastrzeżeń, ale... albo pani się zwolni z tego związku zawodowego i to już, albo ja będę panią musiał zwolnić z pracy od 1 lipca” - od tego ultimatum dyrektor Zalesiak zaczął rozmowę (tę nagraną) ze sprzątaczką. Tłumaczył, że ma dość „użerania się z jej związkiem zawodowym, jeżdżenia do Bydgoszczy ileś tam razy w miesiącu i załatwiania spraw, które można załatwić na miejscu”.

- Posadził mnie na krześle, a swoje przysunął tak blisko, że nie mogłam nóg wyciągnąć. Podsunął mi kartkę z długopisem i zażądał, bym natychmiast pisała

oświadczenie,

że wypisuję się ze związku. „Niech pani uzasadni, że nie ma pieniążków na płacenie składki”, tak mi podpowiadał - pani Basia przytacza nagrane wypowiedzi.

- Pan stosuje wobec mnie szantaż! - taka była jej reakcja na ultimatum dyrektora, ale ten nie spuścił z tonu: „Jak pani uważa, że jest chroniona i nie wiadomo co, to się spotkamy w sądzie. Potrwa to trzy miesiące, sześć albo dłużej. Wygra pani lub nie, dostanie pieniądze lub nie dostanie. Będzie to panią kosztowało tyle nerwów, że nie daj Boże... No i zobaczymy, czy związek panią ochroni”, ostrzegał sprzątaczkę.

- Straszył, że mnie nie wypuści z gabinetu, dopóki mu tego oświadczenia nie podpiszę - wspomina pani Barbara. W nagranej rozmowie słychać, jak dyrektor mówi: „Mnie tak po ludzku, zwyczajnie jest pani żal, bo pani utrzymuje rodzinę i jakoś to wiąże, bo musi pani starczyć od pierwszego do pierwszego, ale jak pani nie będzie miała pracy, to jak pani wystarczy?” i zapewnia panią Barbarę, że... „Ja naprawdę do pani nic nie mam, tylko do pani związku, bo on cały czas związuje mi ręce. Zależy mi, żebyśmy to dograli na luzie i żeby pani była w szkolnym grafiku”.

Szantaż pani Basi nie złamał. Była pewna, że dyrektor bez zgody związku jej nie zwolni, tymczasem... - Przychodzę następnego dnia do szkoły, a tu z polecenia Zalesiaka wydają mi świadectwo pracy i kartę obiegową, a dyrektor zakazuje mi świadczenia pracy - wspomina sprzątaczka. Nagrała, jak Jacek Zalesiak skwapliwie jej przypomina: „Ma pani w kasie pożyczkę na 2302 zł i to jest do natychmiastowej spłaty”. Nie wierzy własnym uszom, gdy słyszy, że przecież to ona sama złożyła wniosek o zwolnienie z pracy, a dyrektor tylko wyraził zgodę. - Ja na pewno takiego wniosku nie pisałam, więc...

musiało dojść do fałszerstwa!

- oświadcza pani Basia. Nagrana poprzedniego dnia rozmowa z dyrektorem ma być tego dowodem. - Po co by mnie dyrektor szantażował zwolnieniem z pracy, gdyby miał mój wniosek, napisany podobno dwa tygodnie wcześniej? - pyta związkowa działaczka i wietrzy podstęp. - Wniosek napisano na komputerze i bez daty, a ja wszystkie pisma piszę odręcznie i z datą - zauważa pani Barbara. Długo się zastanawiała, jakim cudem jej podpis znalazł się pod tym dokumentem i doszła do wniosku, że...

- Dyrektor Zalesiak podszedł mnie jak smarkulę - twierdzi Barbara Boniak i obnaża kulisy domniemanego podstępu z 10 czerwca 2011 roku. - Idę, bez okularów i komórki, szkolnym korytarzem, a tu zaczepia mnie dyrektor i mówi: „Pani Basiu, zostały mi jeszcze pieniążki z funduszu socjalnego, chciałbym przyznać kilku nauczycielom premię urlopową, ale teraz są wypisy świadectw i ja specjalnie z tymi trzema nazwiskami po podpis związku zawodowego do Bydgoszczy nie pojadę, więc może w drodze wyjątku, pani się pod tym podpisze”. Patrzę na listę wyróżnionych i mówię: Dobrze, panie dyrektorze, a ten podsuwa mi kartki, ułożone jedna na drugiej i wskazuje, gdzie mam złożyć podpis - wspomina pani Boniak i stawia tezę: - To właśnie wtedy musiałam się podpisać na podłożonej pod inne pustej kartce papieru, na której potem spreparowano mój wniosek o

zwolnienie z pracy

za porozumieniem stron.

53-letnia pani Barbara była wtedy jedyną żywicielką czteroosobowej rodziny i miała na głowie dwa kredyty, więc nikt w szkole nie wierzył, że dobrowolnie zrezygnowała z pracy.

- Oczywiście, nikt o tym głośno nie mówi, bo dyrektor Zalesiak nie znosi sprzeciwu i ten, kto z nim zadrze, będzie pierwszy do zwolnienia - twierdzą nauczyciele z Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Kruszwicy. Mówią o nieprzyjemnej atmosferze w szkole i o tym, że pani Basia była osobą pracowitą i lubianą.

- Nauczyciele chcieli się zrzec socjalnego na moją korzyść, bo wiedzieli, że nie mam za co żyć, ale dyrektor się nie zgodził - dodaje pani Boniak. Najgosze były dla niej pierwsze trzy miesiące bez pracy. - Zwolnienie za porozumieniem stron nie dawało mi prawa do zasiłku, więc podejmowałam się dorywczych prac u rolników. Pieliłam i zbierałam ogórki, zarabiając 7 zł za godzinę. Było ciężko - przyznaje. Ostatnio nauczyciele zrobili dla niej składkę, bo w Kruszwicy o pracę trudno, a proces o przywrócenie Barbary Boniak do pracy jeszcze się nie zakończył.

Na pierwszej rozprawie w Sądzie Pracy dyrektor Jacek Zalesiak zeznał, że sprzątaczka sama wystąpiła o rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron i on się zgodził.

- To, że powódka Boniak należała do związku zawodowego, nie było przeze mnie postrzegane jako coś negatywnego i nie uzależniałem dalszego jej zatrudnienia od rezygnacji z przynależności do tego związku - oświadczył. I właśnie wtedy pełnomocnik procesowy pani Boniak wniósł dowód w postaci nagrania z ukrytego w biustonoszu pani Basi telefonu komórkowego.

- Odsłuchał pan to nagranie? - pytamy Jacka Zalesiaka. - Nie słuchałem, ale częściowo czytałem w sądzie stenogram tego nagrania i mam do tego taki stosunek, że

to nie są moje słowa,

a jakaś część jest dziwnie zmyślona. Uważam, że tekst jest zmanipulowany, bo nie ma możliwości, żebym ja wypowiedział zdanie tego typu - twierdzi dyrektor.

Zaprzecza też sugestiom, jakoby podstępem wyłudził od Barbary Boniak podpis na pustej kartce i potem spreparował jej wniosek o zwolnienie. - Ona najpierw mówiła, że skserowałem jej podpis z akt osobowych, a potem zmieniła wersję na tę o podłożeniu jej kartki. Pani Basia nie miała uprawnień do podpisywania się pod decyzjami o wypłatach z funduszu socjalnego, bo od 2009 roku tylko zarząd wojewódzki związku miał takie prawo, więc jej twierdzenie, że 10 czerwca prosiłem ją o podpis mija się z prawdą - uważa dyrektor Zalesiak.

Przyznaje, że wie o złej sytuacji materialnej sprzątaczki, więc na jednej z ostatnich rozpraw w sądzie zobowiązał się przyjąć ją do pracy. - A ona na to: „Nie, bo dyrektor tylko tak mówi, a potem mnie wyrzuci”. No i co ja mam robić? Czuję niesmak i jest to dla mnie niekomfortowa sytuacja, bo nie wiadomo do końca, o co pani Barbarze chodzi. Ona jest po prostu nieprzewidywalna - dodaje dyrektor.

- Proponował mi powrót do pracy, ale tylko na pół etatu - wyjaśnia pani Boniak. Na pytanie sądu, dlaczego przy takim bezrobociu nie chce przyjąć tej oferty, odpowiedziała: - Wierzę, że sąd przywróci mnie do pracy na pełny etat, bo ma przecież dowody na to, że wyrzuceniu mnie ze szkoły towarzyszyły: kłamstwo i podstęp.

Presja, wymuszanie i rozstrój zdrowia

  • Wolny Związek Zawodowy „Solidarność - Oświata” wystąpił jako interwenient uboczny w sprawie o przywrócenie Barbary Boniak do pracy. Oto fragment oświadczenia Barbary Belickiej, przedstawicielki międzyzakładowej komisji tego związku, złożonego na rozprawie z 28 grudnia: „Dyrektor Zalesiak wymuszał na pani Boniak wyrażanie zgody na decyzje w sprawie funduszu socjalnego, co spowodowało rozstrój jej zdrowia i dlatego od listopada 2009 r. międzyzakładowa komisja przejęła uprawnienia do uzgadniania tych decyzji (&). Dyrektor podjął wobec powódki działania represyjne w ten sposób, że bez zgody związków przeniósł ją z budynku głównego szkoły do sprzątania hali sportowej (&). Ponieważ pani Boniak podnosiła, że dyrektor wywierał na nią presję, strasząc, że ją zwolni, to spytałam, czy którąś z rozmów udało się jej nagrać, co powódka mogła odebrać jako sugestię”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!