Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak nie przespać sobie życia

Redakcja
Bądźmy szczerzy, w mniejszym lub większym stopniu trapi to pewnie każdego.

Bo każdy miał w głowie jakieś tam wymarzone życie, jakieś cele i jakieś nadzieje. Kiedy więc dopadła go proza życia i wszystko wokół skarlało i zmarniało, to codzienność zaczęła boleć.

I jednych ten dysonas oczekiwań i realności boli bardziej - co kończy się zwykle smętnie i tragicznie - innych mniej. I jakoś przyzwyczajają się do tego, że jest jak jest. I co dalej? Albo skrzydełka opadają, albo próbujemy znaleźć sobie tę garść mniejszych radości na naszą miarę, albo wręcz przeciwnie, walczymy o marzenia do upadłego, co zresztą skończyć się może traumą jeszcze większą.

W kinowym szlagierze ostatniego tygodnia, „Zanim się pojawiłeś”, mamy sytuację absolutnie ekstremalną. Otóż główny bohater był jak z obrazka albo odrealnionej telenoweli ze stacji dla głupoli. Młody, mądry, piękny i bogaty, do tego prowadzący takie życie, jakie sobie wymarzył - pełne adrenaliny i emocji. I oto pewnego dnia wszystko się kończy - jeden moment, wypadek i piękniś ląduje sparaliżowany w wózku inwalidzkim. W takiej sytuacji trudno wykrzesać w sobie jakąkolwiek chęć do życia.

„Zanim się pojawiłeś” to melodramat, do tego nieprzesadnie wyszukany, nie ma tu więc specjalnego dywagowania nam sensem istnienia, aczkolwiek są tu też pewne pretensje. I nie chodzi tylko o tę jedną sprawę, mamy tu też choćby wycieczki w stronę kwestii przesypiania własnego życia. Główna bohaterka z kolei to bowiem małomiasteczkowe dziewczę ze sporym potencjałem, które utknęło w świecie małych radości, małych ambicji i małych wyzwań, w rytm których mija jej dzień za dniem. Słaba praca, słabe rozrywki, słabi znajomi... I oczywiście w takiej sytuacji potrzebny jest impuls - czyli ktoś lub coś - który sprawi, że zaczniemy się starać. Problem oczywiście w tym, że większość tych przysypiających potencjałów impulsu nigdy nie doczeka. I zmieni się w przysypiających wypaleńców.

Tak więc oglądamy opowieść o sparaliżowanym królu życia, którym zaczyna się opiekować dziewczyna z okolicy. Początkowo nic się nie klei - parę dzieli wszystko, do tego mężczyzna z niczego nie potrafi już czerpać radości. Stopniowo sytuacja zaczyna się zmieniać. Pytanie czy wymarzone, utracone życie może zostać zastąpione przez kompromisy i zdecydowanie skromniejsze radości.

„Zanim się pojawiłeś” ogląda się całkiem zgrabnie, a cała sala zgodnie szlocha - bo wzruszeń mamy tu co niemiara. Ale aż się prosiło, żeby wygrać to trochę efektowniej, szczególnie, że nie jest to przecież romantyczna bujda o tym, że wszystko zawsze kończy się dobrze i szczęśliwie. Choćby główna bohaterka, przerysowana jak z serialu dla dziatwy późnoszkolnej - co niby oddawać ma jej nietuzinkową, oryginalną osobowość, ale tak naprawdę tylko irytuje... Aż się dziwimy biedakowi na wózku, że przy tym dziewczęciu w ogóle wytrzymuje. CP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!