Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak koty chadza własnymi drogami

Renata Napierkowska
Z wykształcenia jest polonistką, jednak zamiast uczyć dzieci w szkole ortografii i gramatyki wybrała prowadzenie sklepu zoologicznego i szukanie domu dla bezpańskich kotów. Agnieszka Hejenkowska – Marek jest prezesem fundacji Kocia Dolina i ratuje życie wszelkiej maści dachowcom. Teraz wokół tego tematu kręci się nie tylko jej życie, ale całej rodziny.

Z wykształcenia jest polonistką,
jednak zamiast uczyć dzieci w szkole ortografii i gramatyki wybrała
prowadzenie sklepu zoologicznego i szukanie domu dla bezpańskich
kotów. Agnieszka Hejenkowska – Marek jest prezesem fundacji Kocia
Dolina i ratuje życie wszelkiej maści dachowcom. Teraz wokół tego
tematu kręci się nie tylko jej życie, ale całej rodziny.

<!** Image 2 align=none alt="Image 207506" sub="Agnieszka Hejenkowska - Marek ze swoimi podopiecznymi z fundacji Kocia Dolina.
Fot. Renata Napierkowska">

Skąd wzięło się u Pani takie
zainteresowanie kotami? Czy w dzieciństwie też otaczały Panią
czworonogi?

- Zawsze byłam psiarą. Pierwszego psa
kupił mi ojciec podczas pierwszej wystawy psów, jaką zorganizowano
w Inowrocławiu. To był owczarek niemiecki. Mieliśmy go dwanaście
lat. Jak odszedł za tęczowy most, bo ja nigdy nie powiem, że
zwierzę zdechło, to przychodziły kolejne psy, ale już nie rasowe,
zwykłe kundelki. Obecnie to jest mój trzeci pies, wabi się Igi i
został znaleziony na dworcu PKP w Inowrocławiu. Kocham psy, ale
koty są bardziej tajemnicze i inteligentne. Przygoda z kotami
zaczęła się od tego, że mieszkając jeszcze w domu rodzinnym
pewnego dnia znalazłam kociaka na wycieraczce i go zabrałam. Zawsze
chciałam mieć rudego kota, więc potem były następne. Mój brat
tez miał dwa koty, jak się z domu wyprowadził i to on zaszczepił
mi odpowiedzialność za zwierzęta. Zwykle był tak zapracowany, że
nie miał czasu się nimi zajmować, więc jak coś się z jego
zwierzakami działo, to ja chodziłam z nimi do weterynarza.

Widzę, że w sklepie ma Pani też
wiele kotów. Ile ich pozostało w domu?

- Powiem tak, że własnych domowych
kotów jest pięć. Ale czasami moje mieszkanie też służy za
schronisko dla tych porzuconych, które trafiają do naszej fundacji.
Najstarsza w domu jest Pętelka, zwykły dachowiec, do niedawna był
z nią do pary Guzik, ale niestety, nie żyje. Następny dachowiec to
Mort. Dostał takie imię, bo jak trafił do nas, to ciągle kładł
się w łóżeczku przy stopie syna i stąd to imię. Mamy też w
domu trzy rasowce, które są rasy kornish rex, mają elfickie imiona
Oris i Neris i ostatnia domowa kotka to Sfinks rasy bashira. W domu
jest jeszcze dwuletni syn Kacper, więc jest wesoło. Fundacja działa
od siedmiu lat i od tego czasu trwa ta moja kocia przygoda. Mamy
teraz pod opieką jako fundacja Kocia Dolina ponad 40 kotów. Każdy
z nich ma nie tylko numer, ale i swoje imię.

Jak na taką dużą kocią gromadę i
działalność na rzecz kotów reaguje Pani rodzina?

- Z mężem jesteśmy razem od
piętnastu lat. Fundacja ma siedem, więc ta kocia przygoda zaczęła
się w trakcie trwania naszego związku. To prawda, że jestem
bardziej od męża zakręcona na punkcie zwierząt, ale ale gdybym
nie miała jego wsparcia, to na pewno nie mogłabym zajmować się
takimi sprawami. Oboje z mamą, która od pewnego czasu z nami
mieszka, wspierają mnie w tej działalności. Mama zajmuje się
synem, dzięki czemu mogę pozostawać dłużej w pracy i zajmować
się kotami po zamknięciu sklepu. Fundacja liczy czterech członków.
Pomagają nam też w opiece nad kotami wolontariusze.

Skąd wziął się pomysł, by
utworzyć kocią fundację?

- Zaczęło się w Toruniu od
grupy zwariowanych studentów, którzy uruchomili cała machinę. Na
początku pomagaliśmy im w interwencjach w Inowrocławiu. U
studentów ten zapał szybko jednak wygasł i dlatego cała fundacja
została przeniesiona do Inowrocławia. Każdy z naszej czwórki
pracuje, a w wolnym czasie zajmuje się zwierzętami. Czasami trzeba
też pomagać ludziom, którzy gdzieś się zakręcili w tej miłości
do zwierząt i nie zdają sobie sprawy, że robią im krzywdę.
Wolnego czasu więc praktycznie nie mamy.

<!** reklama>

Każdy kot to inna historia. Są takie
kocie życiorysy, które szczególnie Panią poruszyły?

- Pamiętam każdego kota, który
przewinął się przez naszą fundację. Nasi podopieczni dzięki
temu, że znaleźliśmy im nowe domy mieszkają dziś w Toruniu,
Poznaniu czy Krakowie. Bonzo oddałam do adopcji z bólem serca.
Został znaleziony na działkach w Bydgoszczy. Początkowo
podejrzewaliśmy, że jest kotką, bo przynosił wciąż kociaki.
Był jednak starym kocurem, którego właściciel porzucił, gdy
wyjechał za granicę. Ponad rok mieszkał u nas w domu, zanim
znalazł nową rodzinę. Do końca mieliśmy kontakt z jego
opiekunami. Został, niestety, uśpiony, bo cierpiał na
nieuleczalną chorobę nerek. Następny niezapomniany kot to Kacper.
Mieszkał u nas około trzech lat. Był okropnym indywidualistą i
zalazł nam za skórę, bo potrafił na przykład nasikać na mój
ulubiony fotel. Umierał w strasznych cierpieniach na moich rękach.
Badania nie wykazały żadnej choroby. Trzeci kot to Bejzi. Otrzymał
takie angielskie imię ze względu na całkowitą ślepotę. W domu
i tak nazywaliśmy tę kotkę Ślepa Gienia. Straciła wzrok na
skutek powikłań po chorobie, którą przeszła w kocięctwie. Jak
syn się urodził to wchodziła mi na ramię. Dla tej kotki
znaleźliśmy już dom w Norwegii. Nie zdążyła się jednak tam
przeprowadzić, bo chorowała na serce i odeszła podczas
rutynowego zabiegu.

Ile kotów przewinęło się przez
Pani ręce? I jak to się dzieje, że nie wszystkie koty radzą
sobie same?

- Była ich ponad setka. Każdego
z nich pamiętamy. Jedną z przyczyn bezdomności kotów jest
niekontrolowane rozmnażanie dziko żyjących. Na starość koty
nawet te dzikie szukają instynktownie pomocy człowieka. Wiedzą,
że nie dadzą rady przeżyć. Do takich kotów zalicza się Stary
Ugryź. Ogromny kocur, który pewnego dnia usiadł przed nasza
klatką i rozpaczliwie płakał. Myśleliśmy, że jest chory, ale
weterynarz zbadał go i stwierdził, że ten płacz spowodowany jest
stresem. Przyszedł do nas na emeryturę i pozostał. W ustawie o
ochronie zwierząt jest rozgraniczenie, że koty dzieli się na
wolno żyjące i bezdomne. Koty, które przez wiele lat miały dom i
zostały porzucone przez człowieka też często nie potrafią sobie
poradzić. Nikt nie zna skali porzucanych zwierząt., a nikt nie
oszacował ile jest kotów wolno żyjących na terenie miasta. To,
że do schronisk trafia ich mniej, niż psów wynika z tego, że
koty są bardziej samodzielne i łatwiej sobie radzą. Jest
zasadnicza różnica między psami i kotami. Dla psa człowiek jest
jego właścicielem, pies kocha bezwarunkowo nawet wtedy, gdy
właściciel da mu klapsa czy wyrządzi krzywdę. Dla kota człowiek
jest jedynie opiekunem. Kot nie pozwoli się skrzywdzić, będzie
walczył i potrafi się obrazić.

Utrzymanie tylu kotów jest kosztowne.
Skąd macie pieniądze na działalność na tak szeroką skalę?

- Brakuje nam pieniędzy. Środków,
jakie wpływają na konto fundacji nie wystarcza, co miesiąc
dokładamy z własnej kieszeni. Na samo leczenie kotów wydajemy
miesięcznie tysiąc złotych, chociaż korzystamy z usług
zaprzyjaźnionego weterynarza. Przy sklepie jest hotel dla kotów i
małych psów, obcinamy kotom pazury, prowadzimy felinoterapię,
jest to odpowiednik dogoterapii, chociaż zajęcia są nieco inne.
To kot dyktuje warunki, bo kota się nie zmusi do określonych
zachowań. Dlatego pewnie tak lubię koty, bo są indywidualistami i
chadzają własnymi drogami. Koty mają działanie terapeutyczne i
leczą zarówno ciało jak i duszę. Są idealne do pracy z dziećmi
autystycznymi, bo podobnie jak one mają swój własny świat.
Pomagają starszym, ludziom przy wielu schorzeniach stawów, bo ich
skóra w zetknięciu z obolałym miejscem działa kojąco, a ich
towarzystwo działa znakomicie na ludzką psychikę. Przy okazji,
gdyby ktoś chciał wesprzeć nasze koty i prowadzona przez
fundację działalność podaję numer konta: Fundacja Kocia Dolina,
Bank Credit Agricole 47 1940 1076 3018 9272 0000 0000. Od tego roku
można odpisywać na Fundację 1 procent podatku. Nr KRS -
0000267221

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!