Działo się tak nie z powodu złej jakości potraw (wręcz przeciwnie - jadło było wyśmienite!), ale z powodu ilości spożytego pokarmu i jego różnorodności. Tylko w Grucznie, zaraz po mięsiwach, wjeżdżały na stół sery, owoce, ryby, zupy, ciasta, lody i pieczywo...
Ale bunt żołądka nie zniechęcił mnie ani do imprezy, ani do potraw, bo najważniejsze były dla mnie receptury, w myśl których stosowanie chemicznych „poprawiaczy” smaku, koloru i konsystencji jest zabronione.