<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Pan Karol, pan Augustyn... oj, nie święty. Ale ich żywoty się wspomina - to weterani bydgoskiej Izby Wytrzeźwień. Gdzie tacy jak oni przycupną, gdy za kwartał po izbie pozostanie tylko pamięć? Wiem, czytałem. W planach wszystko jest rozpisane. Nietrzeźwy udomowiony jedzie radiowozem do domu, nietrzeźwy bezdomny - do ośrodka na Fordońskiej, gdzie chlebem i solą powita go sztab specjalistów od nałogów i niedostosowania.
Nietrzeźwy pokancerowany jedzie zaś do szpitala, a chuligan - do izby zatrzymań. Proste i logiczne. Czy proste będzie w praktyce? Wyobraźmy sobie taką, absolutnie abstrakcyjną, sytuację. Posterunkowi Zenek i Gienek grudniową nocą znajdują na chodniku w Fordonie „leżaka”. „Leżak” mamroce, że na imię mu Czesiek i że mieszka na Osowej Górze. Wygląda więc na to, że Czesiek to alkoholik udomowiony. Zgodnie z instrukcją obsługi, wiozą go zatem 20 kilometrów do domu. Na Osowej Górze Czesiek zamiast wyśpiewać adres, łapie się za gardło i zaczyna wymiotować.
<!** reklama>Posterunkowy Zenek wrzuca wsteczny bieg. Jadą teraz z Cześkiem na ostry dyżur do Szpitala Miejskiego, 15 kilometrów. Już na Kapuściskach w Cześka wstępują nowe siły. „Nabrałem was” - puszcza oko do policjantów. „Naprawdę to nie mam domu. Sypiam na dworcu”. A to żartowniś! Z takim poczuciem humoru musi jednak trafić z powrotem do Fordonu, do ośrodka. Małe 15 km i już biorą Cześka w obroty doktor, pielęgniarz, psycholog, pani z pomocy społecznej i kto tam jeszcze. Nazajutrz jednak niewdzięczny Czesiek pryska na swój dworzec i do swojej flaszki. Ani myśli się leczyć, szukać pracy. Izba Wytrzeźwień była koszmarnym reliktem komunistycznego państwa. Czesiek należy do nowego, wolnego świata. A z wolnym człowiekiem trzeba jak z jajkiem.