Nazwanie tego wykroczenia „skrajną nieodpowiedzialnością” miałoby głęboki sens, gdyby nie fakt, że takie skrajności są na porządku dziennym. Na przejazdach kolejowych pod Bydgoszczą dość często widuję nie tylko pieszych omijających opuszczone rogatki. Także zdarza się to rowerzystom, którzy zeskakują z siodełka, przechylają rower, sami zginają się w pół i w takiej pozycji przeciskają się pod metalową barierką.
Również kierowcy samochodów osobowych nie zawsze wykazują się cierpliwością i ostrożnością. Na przejeździe kolejowym w podbydgoskiej Brzozie bardzo często można zobaczyć auta, które po przejechaniu torów zatrzymują się pod podniesionym szlabanem, bo dalszą jazdę blokuje kolejka samochodów na pobliskim skrzyżowaniu, czekających na zielone światło.
Domyślam się, że policjanci z Warlubia zatrzymali drogowo-kolejowego pirata dlatego, że przypadkowo przejeżdżali w pobliżu. Na poszukiwania piechurów i rowerzystów, których zarejestrowały kamery monitorów na przejeździe, policja nie ma bowiem ani czasu, ani pieniędzy. Ale kierowców aut za bezmyślność w tym miejscu ścigać już można bez większych kosztów - dzięki numerom na tablicach rejestracyjnych, które uchwyciła kamera. Tak jak to się dzieje wobec kierowców złapanych przez fotoradar na przekroczeniu dozwolonej prędkości. Jakoś jednak nie słyszałem o tym, by w przypadku sprawców wykroczeń na przejazdach kolejowych szerzej korzystano z tej możliwości.
Coś wreszcie mogliby dawać z siebie dróżnicy, czuwający w budynkach przy ważniejszych przejazdach. Nie mówię o ściganiu łamiących przepisy, bo do tego dróżnicy nie mają prawa. Ale może sytuację poprawiłby głośny sygnał ostrzegawczy, taki buczek włączany przez dróżników, gdy widzą intruzów na przejeździe?
