Nękanie w instytucji powołanej między innymi po to, żeby walczyć z mobbingiem? Szokujące, a jednak nasi informatorzy to potwierdzają.
[break]
Pierwsza relacja pochodzi z listu. „W tej chwili w urzędzie jest taki terror, że pracownicy nie wytrzymują psychicznie. Jak „panie” chcą się kogoś pozbyć, to go zaszczuwają. A jak ktoś spróbuje bronić się, to jest po prostu wyrzucony z pracy. Powód zawsze się znajdzie - pisze autor listu skierowanego do marszałka Sejmu, któremu podlega PIP.
„W pracy jest jak w wojsku. Rozkaz wydany, wykonać, nie dyskutować. „Panie” uważają się za wszechwiedzące i nieomylne, pracownik nie może wyrażać swoich opinii, ma zakaz. (...) Kilka osób jest na zwolnieniu lekarskim i to od psychiatry, bo po prostu nie wytrzymały nerwowo”.
Myśleliśmy, że to złośliwy anonim, ale to, że w OIP źle się dzieje, potwierdzają co najmniej dwie inne osoby, do których dotarliśmy. Ich relacje są wstrząsające. - Jestem jedną z osób poddanych mobbingowi przez te panie. Chodzę do pracy, ale jestem na lekach. Korzystałam z pomocy psycholożki. Kiedy mój stan się nie poprawiał, zapytała, czy chcę się zabić. Odparłam, że po prostu nie chce mi się żyć. Wtedy wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do psychiatry. Mówię o tym dlatego, że nie każdy pracownik OIP może mieć tyle siły i szczęścia, co ja - mówi jedna z pracownic bydgoskiej inspekcji.
„Panie” to ścisłe kierownictwo OIP: szefowa Małgorzata Porażyńska oraz jej zastępczynie Emila Pankowska i Danuta Kalinowska.
Co na to Główny Inspektorat Pracy? Radzi pracownikom zgłaszać skargi drogą oficjalną. - Tyle że osoby, które decydują się mówić o tym głośno, są szykanowane - twierdzi z kolei jedna z ofiar mobbingu.