- W czwartek protestujemy przed budynkiem Okręgowego Inspektoratu Pracy w Bydgoszczy. Celowo, bo to urząd, gdzie tacy jak my, poszkodowany pracownicy, powinni liczyć pomoc, a jej, niestety nie otrzymaliśmy - twierdzi pani Klara, była recepcjonistka Hostelu24 Bed& Breakfast w Bydgoszczy.
Tam były kontrole PIP i...
Pracowała w hostelu od czerwca do lipca zeszłego roku. Na umowie zleceniu.
Opowiada: - Firma jest mi winna dwa tysiące złotych. Gdy nie dostałam wypłaty, poszłam do PIP, gdzie usłyszałam, że w przypadku umowy zlecenia inspektorzy nie są w stanie nic zrobić. Inaczej, gdybym miała umowę o pracę. Poradzili iść do sądu. Poszłam i co? Czekałam na rozprawę siedem miesięcy, moje dokumenty wskazywały na stosunek pracy, ale sąd nie mógł wydać takiego wyroku i ukarać pracodawców, bo w międzyczasie firma rozwiązała zarząd. Nie ma więc kogo karać. Gdzie mam szukać pomocy? Ponoć żyjemy w państwie prawa! Wiem, że nie odzyskam pieniędzy, ale z innymi byłymi pracownikami będziemy robić wszystko, by w tym hostelu już nikt nie chciał pracować. Wciąż daje nowe ogłoszenia i zarabia na wynajmie pokojów, a nam nie chce zapłacić.
- W moim odczuciu to mogły być umowy o pracę, ale należy to udowodnić w sądzie. Przepisy powodują, że jako PIP mamy związane ręce, by działać skutecznie - nie kryje Waldemar Adametz, zastępca okręgowego inspektora pracy w Bydgoszczy. - Wyroki sądów można egzekwować, a my, nawet, jeśli nakładamy na jakąś firmę karę, pieniądze nie trafiają do pracowników, a do budżetu. Byliśmy na kontrolach w hostelu, jest nam bardzo znany, ale były one utrudniane przez odmawianie przedstawienia dokumentów. Trzy takie sprawy są w sądzie, a czwarta w toku postępowania w prokuraturze.
„Interesem zarządza jedna osoba”
Pracowników zatrudniała firma 2.4.6 sp. z o.o., obecnie właścicielem hostelu jest DSE.
Według Jakuba Żaczka ze Związku Syndykalistów Polski (w ramach ZSP powstała grupa byłych pracowników H24) proceder sięga 2013 roku. Może dotyczyć 30, a nawet 40 osób.
- Pracodawca nic nie robi sobie z wezwań do zapłaty, a nawet z sądowych nakazów zapłaty. Tworzy się fikcyjne osoby prawne, a potem firma plajtuje. Całym interesem zarządza jedna osoba, ona podpisuje się na wszystkich dokumentach. Stosuje się kruczki prawne, żeby uniknąć odpowiedzialności i nie płacić - komentuje Żaczek.
Pełnomocnik firmy DSE, mec. Krzysztof Kruk, powiedział niedawno protestującym, że pieniądze im się nie należą, a żądania są kierowane do nieodpowiedniej spółki.
Zaś po pikiecie przed PIP uczestnicy poszli jeszcze także do hostelu, ale nie zostali wpuszczeni do środka.
