Polak pokazał, że w zawodowym boksie nie liczą się buńczuczne wypowiedzi w prasie; że nie trzeba się lansować (czytaj: wywoływać skandali poza ringiem) ani mieć groźnego pseudonimu (chyba wszyscy się zgodzą, że „Główka” bardziej śmieszy niż wzbudza respekt).
Po raz kolejny okazało się, że rację mają Rosjanie, którzy mawiają „tisze jediesz, dalsze budiesz”. Zapomniał o tym Marco Huk. Przed walką przechwalał się, obrażał Krzysztofa Głowackiego i... poległ z hukiem.