Fani tezy pierwszej od zawsze twierdzą, że nieustannie oglądamy ten sam serial. Jest pan Prezes z ekipą, jest pan Donald we wcieleniach różnych z ekipą drugą, a do tego - jak na dobry serial przystało - są też atrakcje kolejnych sezonów. A to wyskoczy pan Palikot, a to pan Kukiz, a to pan Petru.
Ale coś tam się jednak zmienia. No bo spójrzmy, dajmy na to, na rok 2005. Kto był wtedy nadzieją polskiej polityki? Diamentami PiS-u było duo Bielan - Kamiński. Dwóch młodzianków, zwanych uczenie spin-doktorami, którzy wygrali dla PiS-u wybory i którym przyszłość wróżono tłustą. Taki dwugłowy smok, bo zawsze grali razem, jak Żwirek i Muchomorek, albo Kubuś i Puchatek. Gdzie są dzisiaj?
Pan Kamiński w opozycji, nowomodnie odziany, w dyskusjach bojowy, ale jakoś tak nie brany już na serio w żadnych rozdaniach, zwany przez koleżków Misiem, a nie poważnie Michałem. Pan Bielan? Po akcji rozbijania Porozumienia też wygląda jakoś tak mało serio, bo czy można wyglądać poważnie, jak się robi za konia, a raczej za - jak mówią złośliwcy, zważywszy na wielkość Porozumienia - kuca trojańskiego?
Inni? W 2005 lewica była przegranym gigantem, ale miała dwie nadzieje soczyste, co to w ogóle nie przypominały zombie z jakiegoś KC. Pamiętacie sekretarza generalnego Napieralskiego i przewodniczącego Olejniczaka? Pan Grzegorz to miał nawet foto-sesje w skórę odziany, w której chyba miał być bardziej lewicowy. Dziś ugrzązł jako polityczny szarak. Pan Olejniczak sprawdzał się w życiu pozapolitycznym. Jak na lewicowca z SLD przystało, został nawet dyrektorem banku. Platforma? No cóż, w 2005 w górę jak rakieta iść zaczął pan Sławomir Nowak. Kolejny młody, kolejny zdolny, jakże cudnie inny od spoconych facetów z bardzo małymi zegarkami. Dziś robi za głównego wroga ludu w TVP.
W sumie więc może rzeczywiście nic się nie zmienia? To znaczy zmieniają się i przemijają kolejni młodzi zdolni, żeby nie zmieniło się nic.
