https://expressbydgoski.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Gdzie mieszkam?! Gdzie mieszkam...

Średnio jeden na dwustu sędziwych Polaków już zapomniał albo zapomni swojego imienia. Będzie dopominać się o dawno zjedzony obiad. Będzie wyzywać, bić, a może i szczekać. Będzie musiał nosić pampersy. Ubezwłasnowolniony przez chorobę Alzheimera.

Średnio jeden na dwustu sędziwych Polaków już zapomniał albo zapomni swojego imienia. Będzie dopominać się o dawno zjedzony obiad. Będzie wyzywać, bić, a może i szczekać. Będzie musiał nosić pampersy. Ubezwłasnowolniony przez chorobę Alzheimera.

<!** Image 2 align=right alt="Image 123690" sub="Kolorowanki, wycinanki, układanki z pojedynczych literek. I tak każdego dnia. Odzyskane wspomnienie jest dla podopiecznych Domu Dziennego Pobytu przy ulicy Kapuściska na wagę złota. / Fot. Dariusz Bloch">„Biega, krzyczy, pan Hilary: - Gdzie są moje okulary?” - tak to się zwykle zaczyna. Jak w wesołym wierszyku Tuwima. Idąc poetyckim tropem napotykamy Słonia Trąbalskiego. Ten nie wie, jak ma na imię żona, dzieci, nie jest w stanie dojść do gabinetu lekarskiego, zapomina o umówionym spotkaniu z kolegami. Radosna rymowanka, z każdym wersem staje się coraz bardziej paranoiczna. Tak, jak choroba Alzheimera, która niczym gumka wymazuje z mózgu dane niezbędne do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie. Wymazuje powoli, ale systematycznie.

- Dziadek Tadeusz wpadł pod samochód. Miał wtedy 84 lata - wspomina Patrycja Banaszewska, wnuczka. - Od dnia wypadku coś się w jego zachowaniu zmieniło. Pojawiły się

drobne problemy z pamięcią,

które zwykle wywołują śmiech. Pytamy pewnego dnia, co wczoraj było na obiad. Dziadek na to: - Ja nic nie jadłem. Zapominał o posiłku z chwilą, gdy kończył jeść. Narzekał, że nie dostał obiadu, kolacji, śniadania...

<!** reklama>Niemal z miesiąca na miesiąc zmieniał się. Dobijał domowników uporczywym klaskaniem i tupaniem. Jeszcze świadomy swojej sytuacji, już nie był w stanie rozkazywać rękom i nogom. Płakał. Pojawiły się urojenia.

- Którejś nocy wyciągnął mnie z łóżka za włosy - wspomina wnuczka. - Zażądał podania zapalniczki, zapałek, bo musi natychmiast zapalić gaz w kuchence. Wystraszyłam się. A w 60. rocznicę małżeństwa, w czasie rodzinnej imprezy, przyłożył sobie nóż do gardła i postanowił, że się zabije...

Choroba postępowała. Spacery z konieczności ograniczały się do krótkiej przechadzki, z której senior wracał niemal wleczony przez wnuczkę i jej męża. Minął rok. W domu pojawił się wózek inwalidzki. Na dwóch kółkach wycieczki odbywały się sprawniej. Nie brakowało jednak krępujących incydentów. - Przy płocie ktoś uwiązał psa. Dziadek go zobaczył i pomyślał chyba, że jest psem. Zaczął głośno szczekać i wyć. Szybko wróciliśmy do domu.

<!** Image 3 align=left alt="Image 123690" sub="Chorzy próbują wyjść, mówią, że chcą do domu. Opiekunki cierpliwie przekonują, aby jeszcze zostali. / Fot. Dariusz Bloch">W nocy domowników budziły uporczywe krzyki. - Powtarzało się:

ojejejej albo auuuu,

kilkadziesiąt razy pod rząd - wspomina pani Patrycja. - Dziadek uspokajał się, gdy go głaskałam, całowałam, zapewniałam, że go kochamy. Kiepsko sypiał. My też nie spaliśmy, a i sąsiedzi mieli dość. Trzeba było w końcu podać leki uspokajające. Ostrożnie, żeby nie zaszkodzić, nie przedawkować. A karmienie? Nie chciał jeść. Całe życie kochał golonki, kapustę, tłuste mięso, okraszane ziemniaki. Teraz tylko zmiksowana papka przechodziła mu przez gardło.

Dziewięć lat państwo Banaszewscy opiekowali się dziadkiem sami, potem z pomocą lekarza, pielęgniarki i rodziny. Ostatnie 10 miesięcy życia pan Tadeusz spędził na przeciwodleżynowym łóżku. Oklepywany, masowany, cewnikowany, pielęgnowany. Przez pewien czas kurował nerwy w szpitalu psychiatrycznym (rodzina twierdzi, że podane tam psychotropy jedynie mu zaszkodziły). Chwilę, bardzo przyjemną, spędził w Domu Sue Ryder. Przez tydzień wizytował w ośrodku, który zajmował się podobnymi przypadkami chorobowymi. Rodzina zabrała stamtąd dziadka. Narzekała, że ten cały dzień leżał przed telewizorem.

Pan Tadeusz zmarł w wieku 92 lat, po 9 latach walki z chorobą. Do końca pamiętał imiona bliskich. Ci swoją tytaniczną pracę tłumaczą wiarą i cytują biblijną Księgę mądrości Syracha: „Synu, wspomagaj swego ojca w starości, nie zasmucaj go w jego życiu. A jeśliby nawet rozum stracił, miej wyrozumiałość, nie pogardzaj nim, choć jesteś w pełni sił”.

O tym, że Alzheimer może się ostro dać we znaki krewnym, wiedzą doskonale opiekunki z bydgoskiego Domu Dziennego Pobytu przy ul. Kapuściska. Panie Aleksandra, Magdalena i Marta to

strażniczki pamięci

kilkorga osób. Placówka, działająca przy Rejonowym Ośrodku Pomocy Społecznej Wyżyny codziennie intensywnie rehabilituje seniorów. Zabiegi polegają na uporczywym przypominaniu. To wielkie wyzwanie, bo z dziesięciorga chorych tylko nieliczni mają kontakt z rzeczywistością.

- Pewnie spodziewała się pani czegoś innego? - pytają mnie uśmiechem rehabilitantki, gdy pojawiam się w tym miejscu. W istocie. Chociaż szczątkowej logicznej rozmowy...

Siwa pani nawija wełnę na kłębek. Idzie jej mozolnie. Potwierdza, że ma na imię Marianna. To wszystko, co udaje się od niej wyciągnąć. - Gdzie mieszkam, gdzie mieszkam... A Krzychu był? Był? To dobrze, to dobrze, nieźle jest, jak jest dobrze, bo są ludzie i ludziska. Nie są? Sąąą albo nie sąąą. Brrrrrrreeeee... Pikulek, pikulinek, inek, alinek, pitolek, lolek, pitolinka, cha cha cha - ucieszyła się się nagle ze swojej wyliczanki emerytka. - Jak ja cię lublu - tuli się do opiekunki.

Pani Marianna jest chyba najweselsza z całego towarzystwa. I najwięcej też świntuszy. Nieświadomie. Pozostali zachowują powagę. Na przykład pani z fryzurą na Mireille Mathieu. To pani Gizela. Z białych kartoników z czarnymi literkami ta elegancka kobieta układa proste słowa: swoje nazwisko, imię, dni tygodnia, miesiące.

Jeszcze wie,

że mieszka na Górzyskowie. Mało się śmieje. Spoglądam w jej twarz prawie pozbawioną mimiki. Z kolei pan Dorian, wiekowy emeryt w jasnej koszuli, niechętnie bierze udział w zajęciach. Drzemie z głową opartą na piersi. Z kącika ust cieńką strużką ścieka ślina. Za chwilę ktoś obetrze mu brodę chusteczką. Pan Dorian dużo śpi. To może być efekt działania leków uspokajających albo narzuconego przez chorobę stylu życia.

- Ludzie cierpiący na chorobę Alzheimera często z nocy robią sobie dzień - podpowiadają opiekunki. Pan Dorian uwielbia czytać gazety. Dziś zaglądał do medycznego biuletynu „Primum non Nocere”. Czy z lektury coś zapamiętuje? Mało prawdopodobne. Koło pani Gizeli siedzi wyprostowana jak struna pani Kalinka. Czarnulka z nieobecnym wzrokiem. Na nogach jasne laczki, każdy podpisany jej imieniem. Gustowna, kwiecista bluzeczka. Z paznokci schodzi ciemnowiśniowy lakier. Stare odpryski są zamalowywane nowymi warstwami koloru bordo. Pytam o męża. - Stefan...- szepce rozglądając się niepewnie na boki.

- Nie, nie, Kazimierz to twój mąż, pamiętasz Kalinko? - prostują rehabilitantki.

Jest też pani Mirela. Emocjonalnie poza grupą. Drobna, siwowłosa, z torebką przewieszoną po konduktorsku. Stale drzemie z szeroko otwartymi ustami. Do przestronnego pokoju wpadła czarna mucha. Rehabilitantki główkują jak owada wygnać. Żeby tylko mucha nie wpadła pani Mireli do buzi. Staruszka gwałtownie się przebudziła. Nareszcie. Zaraz

ćwiczenia przed obiadem.

- Układanki, gimnastyka, rozpoznawanie piosenek, kierunków, kolorów, muzykoterapia, śpiew, drobne zabiegi higieniczne - wszyscy podopieczni noszą pampersy - wyliczają opiekunki. - Nasza praca codziennie polega na tym samym. Na odtwarzaniu: imion, nazwisk, dni, miesięcy, liczb (która ręka jest prawa, która lewa), prostych czynności dotyczących jedzenia, zabiegów higienicznych. Nie uda się pozbyć Alzheimera, ale możemy się starać ocalić resztki pamięci. I to robimy. Przytakujemy, nigdy nie prostujemy na siłę faktów czy pomyłek. Proszę sobie wyobrazić, co by się stało, gdybyśmy przekonywali którąś z pań, że jej mąż tak naprawdę nie żyje. Przecież dla niej byłby to szok, cios i przeżywanie żałoby od początku.

Podopieczne siedzą nieruchomo dookoła stołu. Ożywiają się, gdy słyszą szlagier „Pije Kuba do Jakuba”. - A kto nie wypii-jeeee, tego we dwa kiijeeee, łupu - cupu... - śpiewają kiwając się rytmicznie na boki. W składance przebojów czas na „Bella Mari”. Pani Kalina ma tu swoje solo. Muzyka milknie. Kobiety znów zastygają w swoich pozach sprzed piosenki. Pan Dorian zasnął. Pod oknem drzemkę ucięła sobie pani Mirela.

Gimnastyka też na siedząco. - Podnosimy prawą nogę, a teraz lewą, bardzo dobrze, panie Dorianie prawa noga! Nie śpimy! Pani Kalinko bardzo dobrze. A teraz ręce: prawa i lewa, prawa, lewa - wydają polecenia rehabilitantki. - I łapiemy się pod boczki!

Pani Matylda. Nowa w grupie. Stale zaniepokojona, czy syn po nią przyjedzie (obsesją podopiecznych jest myśl, że rodzina na zawsze zostawi ich w ośrodku). Ta pani jest chyba ze wszystkich najbardziej bystra. Takie przynajmniej robi wrażenie. Emerytka ujawnia swoje gimnastyczne talenty: - A umiecie tak? - prezentuje palce wygięte w niepojęty sposób. - A może umiecie chociaż tak? I dotyka kciukami nadgarstków... Seniorzy nawet nie próbują powtórzyć. Czas na sport. Piłka. Kto ją złapie, musi podać swoje imię. Prawie wszyscy dają radę.

Wspólne tupanie i klaskanie. Pani Kalinka chce poklaskać dłużej niż inni. - Po co tak robisz, nie klaszcz już, nie, nie wypada... - płacze pani Gizela.

- Dlaczego płaczesz? - głaszcze ją po głowie opiekunka.

- Bo dawno nie widziałam córki - łka załamana staruszka. - No gdzie ona jest?

- W pracy, dopiero 12, ona przyjedzie jak zwykle...

Kolejny powód do nerwów to za głośne chrapanie pani Mireli, która „przecież nie jest u siebie”.

I jeszcze w drodze na obiad mała przepychanka. Ktoś komuś nadepnął na nogę. W korytarzu zamieszanie. - Bijcie się - dopinguje koleżanki pani Matylda. - Która jest silniejsza, no która? - podjudza. Pana Doriana trzeba prowadzić pod ręce. Za nic ma prośby opiekunek, by przepuszczał w drzwiach panie. Pcha się do stołówki z zaskakująca siłą.

- Nie wymagajcie od niego, żeby w tej chorobie był jeszcze gentlemanem - prosi Matylda.

- Gentlemanem można być zawsze - ripostują opiekunki.

- No, nie wiem - zmarkotniała pani Matylda. - W naszym stanie trzeba się jedynie modlić o dobre konanie, bo o rozum to już nie...

Poradnik

Dla opiekunów osób z chorobą Alzheimera

  • Korzystaj z „przypominaczy” - napisów, kalendarzy, zegarów.
  • Podpisuj imieniem i nazwiskiem osoby na fotografiach oraz domowe przedmioty. Umieść napisy na drzwiach, aby ułatwić choremu poruszanie się po domu.
  • Wszyj na wewnętrznej stronie odzieży chorego (lub w kieszeni) informację z nazwiskiem, numerem telefonu i adresem. Przygotuj ostatnio wykonaną fotografię chorego na wypadek zaginięcia bliskiego.
  • Przypominaj choremu, jaki jest dzień, miesiąc i rok, informuj o pogodzie.
  • Formułuj pytanie tak, aby chory mógł odpowiedzieć „tak“ lub „nie“.
  • Lustra czasem wywołują halucynacje, chory widzi „obcych w domu”, zasłoń je. Unikaj zbytniego przeładowania mieszkania przedmiotami i meblami. Zabezpiecz śliskie powierzchnie, stopnie, chodniki.
  • Wybieraj ubrania, które można łatwo włożyć przez głowę, zapinane z przodu, z zamkiem błyskawicznym albo z rzepami. Oznacz szuflady z ubraniami napisami lub obrazkami opisującymi części odzieży.
  • Ustaw termostat bojlera tak, aby woda nigdy nie poparzyła chorego.
  • Utrzymuj kontakt z rodziną, przyjaciółmi i światem zewnętrznym.
  • Wstąp do grupy wsparcia dla opiekunów.
  • Bądź cierpliwy i wyrozumiały.

Pomoc

Dla piętnastu osób

Dom Dziennego Pobytu dla Osób z Chorobą Alzheimera jest przy ul. Kapuściska 10 w Bydgoszczy. Zgłoszenia i wszelkie informacje pod nr. tel. 052-361-28-28. Dom może zaopiekować się 15 podopiecznymi. W tej chwili troszczy się o 10 osób. W zeszłym tygodniu o pomoc poprosiła rodzina 11. podopiecznego. Prowadzący zapewniają wszechstronną opiekę, pomoc przy posiłkach i zabiegach higienicznych. W programie codzienne ćwiczenia, zabawa, gimnastyka, muzykoterapia, wspólny posiłek. Nad chorymi czuwają 3 wykwalifikowane rehabilitantki. Zajęcia odbywają się od poniedziałku do piątku, średnio do godz. 15.

Pomoc

Zadzwoń, zapytaj

Bydgoskie Stowarzyszenie Opieki nad Chorymi z Otępieniem Typu Alzheimerowskiego, Bydgoszcz, tel. 0523711644, 607079005.

Regionalny Zespół Opieki Paliatywnej - Dom Sue Ryder w Bydgoszczy, ul. Roentgena 3. Zgłoszenia pacjentów do opieki domowej w godz. 8.00-15.00, pon. - pt., tel. 0523432863, po godz. 16.00 kontakt z lekarzem - 605630008. Zgłoszenia pacjentów na oddział: w godz. 8.00-14.00, tel. 0523435990 lub 0523290095 w. 253; Centrum Psychoneurologii Wieku Podeszłego - 0523485642; Zespół Leczenia Środowiskowego w Psychogeriatrii, w godz. 10.00-14.30, tel. 0523485642; w pon. i śr. 0523290095 w. 254.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski