https://expressbydgoski.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Kropideł ze sobą nie nosimy!

Katarzyna Oleksy
Czasami trafią na zamknięte drzwi, czasami na prawdomównego wnuczka, zdarza się też zwierzyniec. Nic nie złamie księży chodzących „po kolędzie”.

Czasami trafią na zamknięte drzwi, czasami na prawdomównego wnuczka, zdarza się też zwierzyniec. Nic nie złamie księży chodzących „po kolędzie”.

<!** Image 2 align=right alt="Image 41975" sub="Ks. Tadeusz Wojtonis odwiedził wczoraj, m.in. rodzinę Marii i Ryszarda Kucapskich (na zdjęciu z córkami Marleną i Anitą oraz Kazimierzem Flicińskim)">„Kolęda” to popularna nazwa duszpasterskiego odwiedzenia rodzin. - W ciągu roku parafianie przychodzą do kościoła, w czasie kolędy Kościół przychodzi do nich - mówi ksiądz Wenancjusz Zmuda, referent wydziału duszpasterstwa ogólnego bydgoskiej kurii.

Dziadek w kuchni

Ksiądz Ryszard Pruczkowski, proboszcz parafii pod wezwaniem Bożego Ciała dodaje, że czas Bożego Narodzenia wiąże się z pielgrzymowaniem do szopki nowo narodzonego Jezusa. - Wędrowali mędrcy i zwykli pasterze, dlatego kolęda jest radosnym okresem - opowiada. Jak dodaje, niepozbawionym zabawnych sytuacji. - Raz zapytaliśmy domowników, dlaczego nie ma wśród nich dziadka. Wszyscy, oprócz wnuczka, stwierdzili, że jest w pracy. Chłopiec powiedział prawdę: dziadek pijany śpi w kuchni! - śmieje się ksiądz Pruczkowski. - W jednym mieszkaniu było siedem kotów! - wspomina ksiądz Tadeusz Wojtonis z parafii Wincentego a’ Paulo, a ksiądz Wenancjusz zawsze mile wspomina wizyty w akademikach. - Kiedyś studenci chcieli sprawdzić czy jesteśmy prawdziwymi księżmi. Byli pewni, że to ich przebrani koledzy.

<!** reklama left>- Parafianie znają rozkład kolędy i zazwyczaj są przygotowani. Kropideł ze sobą nie nosimy - śmieje się ksiądz Tadeusz Wojtanis. Poważniejąc dodaje, że gdy ktoś zwierzy się, że potrzebuje wsparcia, otrzyma je od parafii.

Jak twierdzą bydgoscy duszpasterze, liczba osób przyjmujących do siebie księży utrzymuje się na stałym poziomie od kilku lat. Są jednak parafie, które wkładają sporo wysiłku i pomysłowości w to, by wiernych do siebie przyciągnąć. Tak było w przypadku parafii pod wezwaniem Bożego Ciała.

Drażliwa „koperta”

- Na początku tylko jedna trzecia parafian nas zapraszała. Gdy wysłaliśmy do wszystkich świąteczne życzenia, do których dołączyliśmy opłatek, chciało nas widzieć sto rodzin więcej! - wspomina proboszcz Pruczkowski.

Bydgoscy katolicy twierdzą, że tym, co zniechęca ich do zapraszania duszpasterzy, jest „koperta”. - Nie jest ona potrzebna. A jeśli widzimy, że rodzinie nie powodzi się najlepiej, a mimo to kładzie przed nami pieniądze, po prostu ich nie bierzemy - twierdzą duchowni. - W latach 70. starsza kobieta dała nam 500 złotych, podczas gdy inne rodziny dawały po 10 złotych! Chciała, żeby te pieniądze pomogły budować naszą parafię. Ona sama była chora i nie wychodziła z domu - opowiada ksiądz Pruczkowski. Jak dodają pozostali rozmówcy, zdarzało się, że w ich ręce trafiały „fałszywki”. - W kopertach można było znaleźć pociętą gazetę, bywało też że była pusta - opowiadają.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski