https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dziecko ucieka z piekła

Grażyna Ostropolska
Siedem lat temu 10-letni Michał próbował popełnić samobójstwo. Chciał wyskoczyć z okna na drugim piętrze szkoły. Dyżurująca na korytarzu nauczycielka chwyciła chłopca za nogi, ściągnęła z parapetu. - Dłużej tego nie wytrzymam - usłyszała od roztrzęsionego dziecka.

Siedem lat temu 10-letni Michał próbował popełnić samobójstwo. Chciał wyskoczyć z okna na drugim piętrze szkoły. Dyżurująca na korytarzu nauczycielka chwyciła chłopca za nogi, ściągnęła z parapetu. - Dłużej tego nie wytrzymam - usłyszała od roztrzęsionego dziecka.

<!** Image 2 align=right alt="Image 149142" sub="Sytuacja Michała jest bardzo trudna. W październiku chłopiec kończy 18 lat. To graniczny wiek dla podopiecznych pogotowia. Do matki wrócić nie chce. / Fot. Thinkstock">Dziś Michał ma lat 17. Od dwóch miesięcy jest w pogotowiu opiekuńczym. Z własnej woli. - Wyrwałem się z domowego piekła i już tam nie wrócę! - zapowiada.

„Ciociu ratuj, bo...

... ja dłużej nie wytrzymam” - tak zapamiętała jego słowa ciotka. Bratanek zapukał do jej drzwi w lutym. - Był rozdygotany. Mówił, że matka chce się go pozbyć. Głodzi go i poniża. Wzywa policję, twierdząc, że syn chce ją zabić - wspomina pani Magda. Wysłuchała chłopca, pocieszyła. Poradziła, by wrócił do domu i schodził matce z oczu. Po kilku dniach znów u niej był. Opowiadał, że błąka się po ulicy, bo matka nie daje mu kluczy do mieszkania. Marznie i jest głodny, bo nie dostaje obiadu ani pieniędzy, by coś kupić. Przyznał, że kradł w sklepach, ale go złapali.

- Powiedziałam sobie: do trzech razy sztuka i kiedy Michał pojawił się u mnie kolejny raz, błagając o pomoc, zawiozłam go do pogotowia opiekuńczego - dodaje ciotka.

<!** reklama>Z matką Michała nie utrzymuje kontaktu. - Ta kobieta zmarnowała mojego brata, a teraz rujnuje życie swojemu synowi - przekonuje. Pamięta, jak po samobójczej próbie Michała jego ojciec trafił do aresztu, oskarżony o znęcanie się nad rodziną. - Paweł został fałszywie oskarżony!

Po desperackim czynie 10-letniego Michała, jego matka oskarżyła męża o znęcanie się nad rodziną. „Często do kłótni i szarpaniny dochodzi na oczach synów. Starszy z nich usiłował skoczyć z okna, by z sobą skończyć” - oświadczyła, składając wniosek o ściganie męża. Dwa dni po jego aresztowaniu próbowała tę skargę wycofać. „Może byliśmy zbyt wymagający wobec syna, a nasze małżeńskie kłótnie i dwukrotne rękoczyny zrodziły u niego wewnętrzny bunt” - tłumaczyła.

Sam Michał, tuż po nieudanej próbie samobójczej, wyznał, że chciał skoczyć, bo...

„będzie koniec z problemami”

Czuł się źle. Tego ranka mama na niego krzyczała. Uderzyła go w kark, potem w „buźkę”, bo zbyt wolno jadł śniadanie. Poprzedniego dnia, wieczorem, też od niej dostał, bo bawił się za głośno. Ale do prawdziwej desperacji doprowadzili go szkolni koledzy. Wypchnęli z kolejki przed salą komputerową. Przedrzeźniali, gdy się rozpłakał. - Ja się wtedy zdenerwowałem, rzuciłem torbę, otworzyłem okno na korytarzu i chciałem skoczyć - wyznał policji.

Ojciec Michała do znęcania nad rodziną się nie przyznał. Twierdził, że uderzył żonę dwa lub trzy razy w samoobronie. - Rzucała się na mnie z rękami - wyjaśniał śledczym. Domowym kłótniom nie zaprzeczał. - Żona nie pracowała. Wciąż robiła mi awantury, że za mało zajmuję się domem i dziećmi, a ja przecież brałem fuchy, by związać koniec z końcem - zeznawał w sądzie.

Dostał wyrok: 10 miesięcy więzienia (odsiedział pięć) za znęcanie się nad rodziną, ale sąd uznał, że „bezpośrednią przesłanką do podjęcia przez syna samobójczej próby był jego konflikt z innymi uczniami oraz wcześniejsze agresywne zachowanie matki”. Michałem zajęli się psycholodzy. Zaproponowali rodzinną terapię.

Chłopak chętnie współpracuje z psychologiem, a ten tak go ocenia: „Inteligencja bardzo wysoka. Dziecko wybitnie uzdolnione, ale nie może się w pełni realizować ze względu na niekorzystną atmosferę w rodzinie. Brakuje mu akceptacji, obrony i zrozumienia”.

Dwa lata temu Michał skarży się terapeucie, że matka wciąga go w swoje rozterki osobiste, obciąża swoimi problemami. Chce, by 15-letni syn doradzał jej w sprawie rozwodu, wspierał ją i pocieszał. - Dziecko jest wyraźnie przeciążone odpowiedzialnością za rodziców. Matka wchodzi w rolę ofiary, a Michał - rodzica - zauważa psycholog.

Obojgu przestaje odpowiadać...

rodzinna terapia

Matka i syn chcieliby rozmawiać o swoich kłopotach, psycholog każe im mówić o dobrych rzeczach. - Po co mi taka terapia - narzeka matka. Michał też traci ochotę na spotkania. Przyjmuje rolę zadowolonego z życia. Ostatni wpis z jego karty w poradni zdrowia psychicznego (z lipca 2008 roku) wygląda tak: „ chłopiec pogodny, zadowolony z życia. Aktualnie nie oczekuje ani nie wymaga psychoterapii”.

Rozwód rodziców pogłębia stres Michała. Nadal są skłóceni i nadal zajmują wspólne mieszkanie. Matka chłopca traktuje byłego męża jak wroga. Tego samego oczekuje od synów. Mają zakaz rozmawiania z ojcem. Nie mają prawa wchodzić do jego pokoju. Michał podrzuca ojcu karteczki: „O 23.25 uchyl drzwi” albo „Idź do kibla, a jak będziesz wracał, to wejdę z tobą do pokoju. Ona poszła na nockę” - pisze. Nawet gdy matki nie ma w domu, musi uważać na młodszego brata. - On jej kabluje - zwierzał się psychologowi.

Rodzinne piekło trwa. Zaczynają się problemy Michała z nauką, wagary, drobne kradzieże. Któregoś dnia ojciec wyciąga go z meliny.

- W obawie, że syn mi się stoczy, proszę o pomoc inspektora do spraw nieletnich, a żona robi mi awanturę, że donoszę - wspomina pan Paweł. Od tej pory nie ma w domu życia. Przesiaduje w piwnicy lub parku, unikając kolejnych awantur.

- To zgroza, co ta kobieta z nim wyczynia! - przyznają sąsiedzi. Kilka miesięcy temu zatelefonowali do naszej redakcji z prośbą o interwencję. - Przyjęliśmy pana Pawła, bardzo chorego, do naszego domu, bo nie miał gdzie się umyć ani zrobić herbaty. Była żona odcięła mu dostęp do kuchni i łazienki. Grozi, że wyrzuci go z domu i tylko czeka na pretekst, by wezwać policję. O Pawle mówią: dobry człowiek. Żal im jego i dzieci. Widzieli, jak Marek wychodzi z domu przez okno, bo matka nie zostawia mu klucza.

- Ostatnią zimę przechodził w lekkiej wiatrówce i zdartych adidasach - dodają sąsiedzi. Pan Paweł płaci na dzieci alimenty - 500 zł miesięcznie. Na więcej go nie stać. Jest chory, stara się o rentę. Michał skarżył się ciotce, że matka chowa przed nim jedzenie. - Zostawia mu dwa plasterki sera w lodówce i mówi, że jak chce mu się jeść, to...

niech sobie na żarcie zarobi

Pani Magda przytacza rozmowę z Michałem. Tę, która zdecydowała, że zawiozła go do pogotowia opiekuńczego. Brata też przygarnęła. - Bałam się, że ona go w końcu sprowokuje i znów trafi do więzienia - tłumaczy.

Pan Paweł złożył już zawiadomienie o psychicznym znęcaniu się byłej żony nad nim i synami. - Mam nagrane wielogodzinne monologi żony. Z obelgami i groźbami - pokazuje stos płyt, które przekaże policji. Twierdzi, że była żona wygłaszała te uwłaczające mu monologi przed drzwiami jego pokoju.

Wysłuchujemy jeden z nich i przyznajemy: trudno było słuchaczowi wytrzymać bez nauszników.

Wyjście ojca i syna z tego rodzinnego piekła niczego nie rozwiązuje. Pan Paweł nie ma domu, a na wynajęcie mieszkania go nie stać. - Żona nie zgadza się na zamianę naszego komunalnego mieszkania na dwa mniejsze - tłumaczy. Niezwykle trudna jest sytuacja Michała. W październiku chłopiec kończy 18 lat. To graniczny wiek dla podopiecznych pogotowia. Do matki wrócić nie chce. Czy czeka go schronisko?

- Jestem pewien, że dyrektor pogotowia opiekuńczego tak szybko chłopca nie wyrzuci - uważa Krzysztof Pawlak, przewodniczący V Wydziału Rodzinnego i Nieletnich Sądu Rejonowego w Bydgoszczy, i przypomina o bydgoskim eksperymencie usamodzielniania wychowanków. - Pogotowie umieszcza ich w mieszkaniach, pozyskanych od gminy. Pod nadzorem wychowawcy uczą się żyć samodzielnie. Chodzą do szkoły, pracują, wspólnie gotują. Ta metoda się sprawdza, więc w tym tygodniu miasto przekazało na rzecz wychowanków pogotowia kolejne mieszkanie w Fordonie.

Komentarz

Kto się nie podporządkuje, staje się wrogiem

Robert Lubrant z Centrum Pomocy Rodzinie „Medar”:


- Dwa lata temu sugerowałem, żeby kurator, który ma nadzór nad tą rodziną, złożył w sądzie wniosek o zmianę dotychczasowych postanowień. Uważałem, że dzieci powinny być na jakiś czas odizolowane od rodziców, umieszczone w placówce opiekuńczej, poddane badaniom i terapii. Taki przymus wydawał mi się konieczny, bo z dobrowolnej terapii ta rodzina zrezygnowała. Miałem rację, bo w lutym Michał trafił do pogotowia. Z własnej woli, szukając pomocy, na którą w rodzinie nie mógł liczyć. Przyznaję, że kiedy pierwszy raz zetknąłem się z matką Michała - tuż po samobójczej próbie chłopca - dałem się jej zwieść. Z perspektywy czasu inaczej oceniam ją i sytuację tej rodziny. Uważam, że to ojciec był ofiarą. Chciał coś zrobić dla tych dzieci, ale żona mu nie pozwalała. Ona nim i synami manipulowała. Przekonałem się o tym sam proponując jej spotkanie i pomoc w rozwiązaniu problemów. Stawiała warunki, ustalała miejsce spotkania. Wyglądało to tak, jakbym się umawiał z tajną agentką. Odniosłem wrażenie, że każdy, kto się tej kobiecie nie podporządkuje, staje się jej wrogiem. Obawiam się o los młodszego brata Michała. Może być podobny...

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski