Można ich spotkać przed każdym hipermarketem i dworcem. Zazwyczaj zaczynają rozmowę zwrotem: „Czy mogę zadać jedno pytanie?” Potem idą pić.
<!** Image 3 align=none alt="Image 193061" sub="Żebrzący zaczepiają kogo tylko mogą. Zadowalają ich każde drobne. Gdy uda im się uzbierać na trunek, najczęściej idą go wypić do swojego kącika w krzakach niedaleko dworca PKP
Fot.: Dariusz Bloch">
- Przepraszam szanowną panią. Można o coś zapytać? - zagaja mężczyzna z blizną na twarzy. Odzież ma sponiewieraną i nieświeżą, podobnie jak oddech, który dodatkowo zdradza niedawne użycie mocnych trunków.
- No... Słucham. Pewnie na piwo pan potrzebuje - odpowiada młoda kobieta nie wyglądająca na zaskoczoną i wsuwa coś pospiesznie w dłoń mężczyzny. Jego twarz natychmiast rozjaśnia uśmiech.
- Dwa złote - pokazuje rozpromieniony 41-latek i krzyczy: - Wypiję za zdrówko szanownej pani.
<!** Image 4 align=none alt="Image 193061" sub="Fot.: Dariusz Bloch">
Ma na imię Robert. Na ulicy jest od maja. Mówi, że opuścił mieszkanie po kłótni z matką. Zimą, kiedy trudniej będzie o nocleg, podejmie próbę pogodzenia się z rodzicielką, by wrócić pod dach. Ale jeszcze nie teraz. - Takie życie mi odpowiada. Śpię po klatkach. I piję. Jeden da dyszkę, drugi nic - opowiada mężczyzna. Nowy parking przed dworcem PKP Bydgoszcz Główna to od niedawna jego rewir. Jego i kilku innych bezdomnych, którzy przez cały dzień siedzą cierpliwie na murku i czekają na okazję. Ta okazja to właściciele stojących na parkingu aut.
Schemat działania jest prosty. Kiedy tylko kierowca zbliży się do parkomatu, natychmiast wyrasta obok niego jeden z okupantów murka i zaczyna swoją gadkę.
- Nie będę ściemniał, że na chleb. Zbieram na fundusz walki z kacem - nie owija w bawełnę Robert, nagabując kolejnego „jelenia”.
<!** reklama>
- Dałem mu pięćdziesiąt groszy. Ale powiedziałem, że za darmo nie dam. Ma mi popilnować auta. Na wielu parkingach tak jest. Przyzwyczaiłem się do tego. Może i jest to jakaś forma szantażu. Ale lakieru mi chyba nie porysują, zresztą to nie jest nowy samochód - tłumaczy na boku niewysoki mężczyzna, właściciel pojazdu na inowrocławskich rejestracjach.
Ludzie z murka zaklinają się, że niszczenie cudzej własności to nie ich domena. - Gdzie tam porysować komuś auto. My nie z tych - bije się w piersi Robert i podkreśla, że starają się nie być nachalni ani zbyt pijani, bo wtedy może się przyczepić straż miejska albo policja. Mówi, że strażnicy o nich wiedzą, ale ich nie przeganiają.
- Proponujemy im pomoc, ale odmawiają i opuszczają wtedy ten rejon - mówi dyżurny straży Miejskiej w Bydgoszczy. Przyznaje, że skarg na bezdomnych sprzed dworca nie ma. - Siedzą tam teraz? To zaraz kogoś wyślemy - dodaje.
W krzakach obok parkingu bezdomni urządzili sobie noclegownię. Ukryte w zaroślach pod murem stoją dwa stare fotele, obok ktoś rzucił stertę odzieży. Walają się jakieś buty. Uderza odór moczu.
- Śpi się po klatkach schodowych albo w krzakach. Człowiek się nawali i idzie spać. Mogę przekląć? W Bydgoszczy k... nie ma pomocy dla bezdomnych. W Poznaniu to było co innego. Nikt mnie ze schroniska nie wywalał za picie, tylko odwyk mi załatwiali. Cztery razy się leczyłem - opowiada Marek. Nie ma nogi. Tuła się od 20 lat.
Takich jak Marek i Robert można spotkać wszędzie. W dzień okupują parkingi przed hipermarketami i okolice dworców. W nocy zaszywają się w sobie tylko wiadomych miejscach. Nikt nie wie ilu ich jest. Zimą i jesienią straż miejska monitoruje jedynie miejsca, w których bezdomni się zbierają i oferuje im pomoc.