- Jest środek lata, a mamy zajęte 170 miejsc. Dysponujemy tylko 165 miejscami, więc otworzyliśmy właśnie jedną z sal na 20 osób, którą uruchamialiśmy w sezonie jesienno-zimowym, gdy przychodziły mrozy, żeby ludzie nie zamarzli - mówi Maciej Zabielski, kierownik Schroniska dla Bezdomnych Mężczyzn w Bydgoszczy.
CZYTAJ TEŻ:Pieczywo drugiej świeżości sposobem na domowy budżet? Czemu nie?
[break]
W malutkich pokoikach schroniska mieści się od trzech do czterech piętrowych łóżek i w zależności od tego śpi tam 6 lub 8 bezdomnych. W środku zmieści się jedynie mała szafa i stół. W niektórych pomieszczeniach jest telewizor z telewizją satelitarną, radio czy lodówka. - To prywatne sprzęty, jak ktoś taki skombinuje, można wstawić do pokoju - mówią bezdomni. Na linkach rozwieszonych wzdłuż łóżek wisi lub suszy się odzież, czasem to cały dobytek bezdomnego. We wszystkich pokojach, mimo ciągle otwartego okna, w taką pogodę wysiedzieć nie sposób - po kilku chwilach koszula lepi się od potu. Nic więc dziwnego, że większość podopiecznych, którzy nie pojechali do miasta, szuka ochłody pod drzewami, na ławkach i krzesłach. To tu latem koncentruje się życie schroniska.
- Znalazłem się tu dlatego, że z kobietą nie mogłem się porozumieć, 6 lat byłem niewolnikiem, parobkiem tak zwanym i już po 6 latach miałem dosyć, dlatego przyjechałem z powrotem do Bydgoszczy. Nie mam tu nikogo, więc musiałem zamieszkać w schronisku - tłumaczy pan Jan, 65-latek, w schronisku od ponad 2 lat. Takiego zainteresowania noclegami wcześniej nie widział. Teraz mieszka w malutkim pokoiku z 5 towarzyszami. - No cóż, powody, z których trafiają tu ludzie, są różne. Jedni nie mają pracy i nie płacą czynszu, a komornik ich eksmituje. Czasem dochodzi do awantur między małżonkami i faceci muszą się gdzieś podziać.
- Przyczyny? Proste - bieda, nędza, niskie płace, śmieciowe umowy. Od dwóch lat obserwujemy, że bezdomnych mamy coraz więcej. I niech nikt nie myśli, że będzie lepiej - uważa Maciej Zabielski.
Bo do schroniska trafiają nie tylko osoby po eksmisjach, ale także pacjenci, których nikt nie chciał odebrać ze szpitala, więźniowie po wyrokach, którzy na wolności nie mają się gdzie podziać.