Jedni zarzucali mi, iż jako chytrus spędzałem wakacje po sezonie (bo taniej), inni żałowali, iż wróciłem, bo jak mi się w ciepłych krajach, preferujących LGBT, tak podoba, to powinienem tam zostać i już nigdy moja lewa oraz prawa stopa nie powinny kalać ojczystej ziemi ich, bo przecież nie moich, przodków. Niedoczekania Wasze, Polska to kraj, w którym nie można się nudzić, nie mam więc zamiaru, przynajmniej na razie, jej opuszczać, nawet gdyby Chrystus obwołany miał być, wbrew własnej woli, królem Polski.
Jak wiecie, staram się nie spuszczać oka, przynajmniej tego lewego, z partii rządzącej, ale wobec wyborów w USA dam sobie spokój z polityką krajową.
Oto za oceanem zadziwiająca para, ona kłamczucha, on król dziwaków i krętaczy, czyli nafty oraz azbestu, walczy o fotel prezydenta supermocarstwa. Hilary czy Donald? Moi rodacy, a przynajmniej ich prawicowa część, zdecydowanie wybiera Donalda Trumpa, co dowodzi nie tylko skłonności do dziwactwa, ale i umiłowania zasady - niby dlaczego inni mają mieć lepiej niż my.
W sondażu, przeprowadzonym przez „Die Zeit”, tylko w dwóch krajach europejskich zdecydowanie wygrywa Trump - chodzi o... (tadam) Polskę i Rosję, a więc Donald, Donald, über alles! Sympatię Rosjan do Donalda wytłumaczyć można szybko i łatwo, jeśli idzie o moich rodaków, sprawa jest raczej zawiła, jej rozwiązanie pozostawiam więc politologom, socjologom, psychologom, a także psychiatrom, którzy także polityków powinni badać częściej i długimi, bolesnymi seriami.
Jeżeli szybko nie okaże się, że republikański kandydat w stanie nietrzeźwości przejechał na przejściu dla pieszych zakonnicę w ciąży, choć i to może nie wystarczyć (historia i to najnowsza zna tego typu przypadki), to na fotelu prezydenta USA zasiądzie Donald Trump, a wówczas trzeba będzie rozejrzeć się za spokojnym miejsce na dłuższe wakacje.