Do bursy w Bydgoszczy sito jak na medycynę. Prawda o rekrutacji do szkół średnich wyjdzie na jaw, gdy dane przestaną służyć polityce

I w zawodzie, w którym nie tak dawno młodzi lekarze, rezydenci, wiele tygodni prowadzili głodówkę, m.in. po to, by zmusić rząd do podwyżek ich głodowych wynagrodzeń.

Przemawia więc przez kandydatów na medycynę idealizm doktora Judyma czy dalekowzroczność? Mądrość, która pozwalająca dostrzec za okresem trudnych, wymagających zakuwania studiów i być może niewdzięcznego okresu stażu i rezydentury perspektywy pewnego zatrudnienia i stabilizacji finansowej na wysokim pułapie – jeśli nie w Polsce, to za granicą.

Pytanie, jak sądzę, odbiorą czytelnicy jako retoryczne. Na pewno jednak retorycznym pytaniem nie jest, co kieruje bijącymi się od lat o indeks na psychologii (w tym roku na UKW było to sześć osób na jedno miejsce), czy nowince w tegorocznej ofercie tegoż uniwersytetu – kryminologii (siedmiu chętnych na jedno miejsce)? Zastanawiam się, ilu jeszcze psychologów może wchłonąć rynek pracy w kraju, który – jak przekonują rządzący nim – kwitnie i będzie kwitł nadal. A jaka jest przyszłość w tym kwitnącym kraju dla magistrów kryminologii?

W tym roku bój podobny do tego, jaki toczy się o indeksy w Collegium Medicum, prowadzono w dobrych liceach i technikach. Jedną z ostatnich potyczek były starania o miejsca w trzech istniejących jeszcze w Bydgoszczy bursach. Myślę, że dla części młodzieży wyraz „bursa” brzmi tak samo tajemniczo, jak „pedel” czy „stalówka”. A tu okazało się, że w tym roku np. w Bursie nr 1 o każde z 30 uwolnionych przez absolwentów miejsc w 4-osobowych pokojach ubiegało się 300 osób!

Tegoroczna rekrutacja do szkół średnich w ogóle jest dla mnie zagadką. Polityczna opozycja krzyczy o braku miejsc w klasach, a w ubiegłym tygodniu, w podsumowaniu rekrutacji w naszym regionie kuratorium oświaty przekonywało, że żadnego dramatu nie było. Rekrutacja uzupełniająca zaś – to z kolei usłyszałem w radiu z ust pani wicekurator – była konieczna wyłącznie dlatego, że część absolwentów gimnazjów i podstawówek uparła się, by aplikować do jednej, jedynej klasy czy szkoły, i to takiej, którą szturmowało wielu innych kandydatów. Rzeczywiście, jeśli przyjrzeć się statystyce dotyczącej oferty w klasach pierwszych, to zauważymy, że miejsc w nich w naszym regionie przygotowano o około 20 proc. więcej niż było ubiegających się o nie. Pytanie: gdzie były te miejsca i jak bardzo atrakcyjne dla potencjalnych uczniów? Czy miejsce w szkole branżowej w Bydgoszczy jest poważną ofertą dla prymusa z Wąbrzeźna, który marzy, by zostać lekarzem, psychologiem lub kryminologiem?

Obawiam się, niestety, że uczciwej oceny tegorocznej rekrutacji nie doczekamy się jeszcze przez długi czas, bo dane statystyczne na razie służą głównie aktualnej polityce. A gdy trafią wreszcie pod lupę naukowców, to już dawno będzie po herbacie (czytaj: po wyborach).

FLESZ - ustawa frankowa podpisana, będzie łatwiej spłacać kredyt