Czyniąc to szczere wyznanie widzę, jak moje środowisko życiowe kurczy się automatycznie do rozmiarów wysepki dryfującej na oceanie szaleństwa. Mówię szaleństwa, bo właśnie to poczułem, gdy wczoraj pewien człowiek z Warszawy, który przyjechał do Bydgoszczy z wielkim transparentem „Andrzej Duda jest łgarzem”, zaczął mi opowiadać o kontrmanifestacjach smoleńskich.
Na wczorajszym Czarnym Proteście pewna kobieta stwierdziła dobitnie do mikrofonu, że powinno się przyznać prawo do aborcji również w sytuacjach tak zwanej wpadki, jak to nazwała. „Żeby nie rodziły się dzieci niechciane”. W tłumie stało prawie 200 osób. Nikt nie zaprotestował, ale zrobiło się nieswojo. Przecież część z nas to prawdopodobnie owoce „wpadki”.
Ale jeszcze gorzej poczułem się rok temu, gdy mój dobry znajomy, w reakcji na mój żartobliwy wpis o Andrzeju Dudzie, napisał: „wypier... kretynie”, po czym usunął mnie z listy znajomych.