Najczęściej narzekamy na wysokie opłaty, zbyt dużą liczbę pracowników biurowych i opóźnioną reakcję na zgłoszenia usterek. Jednak za tym codziennym życiem spółdzielczym jest jeszcze cała masa rzeczy, który mieszkaniec spółdzielca nie dotyka nawet jedną synapsą.
Likwidacja spółdzielni mieszkaniowych. Spółdzielnie protestują i zbierają podpisy
Oto kilka rzeczy, które są poza codziennością. Wiele budynków mieszkalnych zarządzanych przez spółdzielnie przeszło termomodernizacje, finansowane częściowo z kredytów, programów unijnych i innych źródeł niebędących kieszeniami mieszkańców. Likwidacja spółdzielni nie oznacza wygaśnięcia zobowiązań. Nie wszystkie budynki mają działki większe niż obrys domu - chodniki i parkingi, śmietniki, place zabaw są częścią wspólną spółdzielni - trzeba je będzie wydzielić, wymierzyć, albo może płacić komuś za używanie tych terenów. Itd., itd.
QUIZ: Wiesz, co się znajduje w tych bydgoskich budynkach?
Najbardziej urzeka mnie próba obligatoryjnego wprowadzania wspólnot. Skoro wielu ludzi nie zdecydowało się na dobrowolne przejęcie pieczy nad swoją własnością, to pomysł zmuszenia ich ustawą jest rewelacyjny. Już widzę te tłumy, które nie chodziły na zebrania spółdzielni, ale walą na spotkanie wspólnoty. Znam wspólnoty, które działają modelowo, ale znam i takie, przy których spółdzielnie wydają się rajem.
Jak zwykle ciekawi mnie też, co się dzieje w tle dłubania przy spółdzielniach. Może chodzi o to, że spółdzielnie mają potężne tereny, na których można jeszcze budować. Ot, pomiędzy dwa bloki, bo jest miejsce, wrzepi się nowy. Spółdzielnia tego nie zrobi, a deweloperzy pokazują oszczędność gruntu na każdym nowym osiedlu.