Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czwórka z plusem dla I sekretarza

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Myliłby się ten, kto sądziłby, że pierwsze kadry wojewódzkiej organizacji PPR w Bydgoszczy w 1945 i następnych latach rekrutowały się wyłącznie z robotniczych szeregów. Wśród działaczy byli nauczyciele, leśnik, lekarz i... były ksiądz.

Myliłby się ten, kto sądziłby, że pierwsze kadry wojewódzkiej organizacji PPR w Bydgoszczy w 1945 i następnych latach rekrutowały się wyłącznie z robotniczych szeregów. Wśród działaczy byli nauczyciele, leśnik, lekarz i... były ksiądz.

<!** Image 2 align=middle alt="Image 24307" >Zaraz po wyzwoleniu, zimą 1945 roku, w dwóch największych miastach naszego regionu, Bydgoszczy i Toruniu, przedwojennych komunistów nawet z przysłowiową świecą nie można było znaleźć. W tej sytuacji do pomocy przy tworzeniu nowych władz terenowych zaangażowano towarzyszy z Rypina, Włocławka i Lipna, gdzie przed wojną funkcjonowała KPP, a w czasie okupacji PPR. Nie im jednak dane było występować w głównych rolach. Te były zarezerwowane dla zespołu sprawdzonych ludzi z dawnej Kongresówki w składzie: Antoni Alster, Stanisław Kiryluk, Franciszek Król, Karol Bąkowski, Jan Grudziński, Henryk Malinowski, Kazimierz Ślusarek i inni.

Wpadka bez konsekwencji

Pierwsze wojewódzkie władze partii teoretycznie powinny zostać przepędzone na cztery wiatry. Wizytację ich sprawności w działaniu przeprowadził podczas II konferencji wojewódzkiej członek Komitetu Centralnego, prywatnie syn... Władysława Gomułki, Ryszard Strzelecki. Ocena była miażdżąca.

Obrady odbyć się miały w Bydgoszczy 6 i 7 kwietnia 1945 r. W ostatniej chwili jednak zdecydowano się skrócić czas konferencji do jednego dnia. Konferencja rozpoczęła się w małej salce o godz. 8, a po pół godzinie, z powodu „dopływu” uczestników (przybyło 300 delegatów), trzeba było je przerwać i przenieść do dużo większej sali. Przeprowadzka (łącznie z dekoracjami) zajęła 2 godziny. O 14.00 ogłoszono przerwę obiadową. Narada miała być kontynuowana od godz. 16 aż „do końca”.

Tymczasem już o 17.00 p.o. I sekretarza, Stanisław Kiryluk przerwał posiedzenie, oznajmiając, że teraz czas na występy artystyczne zespołu działającego przy 2. Froncie Białoruskim. Obrady zaś będą kontynuowane następnego dnia od godziny 8. Nic dziwnego, że 7 kwietnia rano zjawiło się ledwie 50 osób. Zniechęceni delegaci z terenu, nie mając gdzie nocować, zdegustowani przebiegiem pierwszego dnia, mieli już dość obrad.

Winą za ten stan Ryszard Strzelecki obarczył Kiryluka, który do Bydgoszczy wrócił z Warszawy dopiero w przeddzień konferencji, zupełnie do niej nieprzygotowany. Z kolei jego zastępcy, Król i Alster, byli wcześniej w Gdańsku. Organizator obrad, Malinowski, twierdził wcześniej, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Alster i Malinowski w dodatku nie zjawili się na drugim dniu konferencji. „Poziom dyskusji i sprawozdań dość niski - stwierdzał Strzelecki w swoim sprawozdaniu. - Tow. Alster jako pełnomocnik przy 2. Białoruskim Froncie zajmuje się również pracą organizacyjną i polityczną w partii, nie zawsze uzgadniając swe posunięcia z p.o. I sekretarza, tow. Kirylukiem, przy czym pracę partyjną traktuje z amatorstwa, nie ponosząc odpowiedzialności za wyniki. Tow. Kiryluk, przyciśnięty autorytetem, despotyzmem i większą umiejętnością tow. Alstera, nie potrafi rozwinąć samodzielności i pracuje, oglądając się na boki. Tow. Król dobry masowiec, słabszy organizator. Tow. Malinowski, przysłany z wojska, uważa, że ma wysokie kwalifikacje a małe stanowisko i do roboty podchodzi niepoważnie.”

Pod skrzydłami UB

Dwa miesiące później nominację na wojewódzkiego bossa partii otrzymał Antoni Alster. I była to bodaj jedyna istotna zmiana. Organizacyjna wpadka nie spowodowała przykrych konsekwencji dla żadnego z jej „bohaterów”. W maju 1946 r., na kolejnej wojewódzkiej konferencji inny wizytator z ramienia KC, sam Jakub Berman oznajmił: „Bydgoski komitet uważamy za jeden z najlepiej pracujących w naszej partii”. Była to jednak zapewne zwyczajowa kurtuazja, bowiem podczas dyskusji lokalnym działaczom znów się dostało, m.in. zrugano towarzyszy z Włocławka za „niedocenienie reakcji i nieprzeciwdziałanie na czas”, co skutkowało zamieszkami ulicznymi 3 maja w tym mieście, uwieńczonymi nawet „szturmem podburzonego przez reakcyjne siły tłumu na lokal partyjny”. Dostało się także aktywistom z Torunia, którzy „zamiast śmiało się przeciwstawiać reakcji, uciekają pod skrzydła UB”. Szło o rozpuszczenie plotki, że ci, którzy będą próbowali demonstrować w rocznicę uchwalenia 3-majowej konstytucji, zostaną aresztowani.

Myliłby się ten, kto sądziłby, że skład partyjnych władz był zdominowany przez klasę robotniczą. Komitet Wojewódzki PPR Pomorza powołany 6 maja 1946 r. liczył 34 osoby. Wśród nich było 6 osób z wykształceniem wyższym (lekarz, 3 nauczycieli, leśnik i inżynier) oraz 13, którzy w ankiecie personalnej w rubryce „wykształcenie” podali „średnie.”

Etatowi pracownicy aparatu też mieli ciekawą przeszłość. Kierownik wydziału ekonomicznego, Józef Niedźwiedzki, przed wojną ukończył Politechnikę Lwowską, a później Instytut Mendelejewa w Moskwie. Jego zastępcą był Michał Kowalski z Włocławka, technik budowlany. W czasie wojny wywieziony został przez Niemców na roboty do Prus Wschodnich. Tam, po wyzwoleniu, zgarnęli go czerwonoarmiści i wywieźli na pół roku na Ural. Tow. Kowalski nie zraził się tym jednak i po powrocie do kraju wstąpił do partii, by budować nową, szczęśliwą Polskę.

Wydziałowi komunikacji szefował Zbigniew Długosz ze Stanisławowa, absolwent teologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, były ksiądz. Sutannę zrzucił w 1945 r. i został oficerem wydziału polityczno-wychowawczego w sztabie I Armii WP. Nie cieszył się uznaniem przełożonych. W jego ocenie zapisano: „Brak podejścia partyjnego, nie ma naszego charakteru. Potrzeba mu przygotowania marksistowskiego. Nie potrafi wychowywać w naszym duchu”.

Z kolei kierownikiem wojewódzkiej szkoły partyjnej, na potrzeby której przeznaczono budynek przy ul. Kordeckiego 20, został Bernard Gółkowski z Brodnicy, z tzw. małą maturą. W czasie wojny wcielony został do Wehrmachtu i trafił na front wschodni. Tam dostał się do niewoli, a następnie wstąpił do I Armii WP, gdzie został oficerem w aparacie partyjno-wychowawczym.

Pani chrupała ciasteczka

Szkoła miała być kuźnią kadr dla organizacji wojewódzkiej i terenowych. Otwarto ją już 10 marca 1945 r. Dziesięć dni później rozpoczął się pierwszy kurs 4-tygodniowy. Następne były już dłuższe. W pierwszych 10 kursach brało udział 1180 słuchaczy. „Staramy się przekazać najelementarniejsze wiadomości z geografii i historii - mówił Gółkowski. - Nauka języka polskiego dla wielu jest nieodzowna.”

Jednym z pierwszych kursantów był późniejszy długoletni I sekretarz w województwie bydgoskim, Józef Majchrzak. Za wypracowanie pt. „Moje wrażenia ze spotkania z Premierem” otrzymał notę „db+”, choć w tekście nie znalazło się ani jedno „wrażenie”. Było to suche sprawozdanie z jedną autorską uwagą, że „część artystyczna odbyła się w byłym gmachu hotelu „Pod Orłem”, siedlisku spekulantów, obecnie oddanym do użytku społecznego”. I tak jednak praca tow. Majchrzaka znacząco się wyróżniała wśród „utworów” innych słuchaczy szkoły.

<!** Image 3 align=right alt="Image 24308" >Uczniowie szkoły, chętnie nazywający się po wojskowemu „elewami”, kierowani byli na praktyki, np. na akcję żniwną. W archiwaliach szkoły zachowała się ciekawa skarga, doskonale charakteryzująca zetknięcie „starego” i „nowego” w poniemieckim majątku w Sośnie. „Ludność gminy nie odniosła się do nas w należyty sposób. Pan administrator Januszewski przyjął nas zupełnie niechętnie - pisali „elewi”. - „Pani” administratorka leży na otomanie i czyta francuskie romanse, chrupiąc kruche ciasteczka. Na obiad ludziom pracy daje zupę i dziwi się, że można takie duże porcje zjadać. Na uwagę, żeby podać do zupy chleb twierdzi, że nie ma tak dużego przydziału, mówiąc przy tym, że jeżeli jest nam krzywda, to w każdej chwili możemy wyjechać”.

Zdaniem dr. Mirosława Golona z UMK w Toruniu, w pierwszych latach powojennych czynnikiem bardzo ułatwiającym karierę był związek w okresie przedwojennym z KPP. Druga połowa lat 40. i lata 50., gdy miał miejsce masowy i często przypadkowy werbunek do rządzącej partii, była okresem dość dużej rotacji wśród działaczy. Przerzucano ich do obszarów, gdzie brakowało doświadczonych kadr lub awansowano do centrali, ewentualnie usuwano z terenów, gdzie byli już skompromitowani, na nowy teren, gdzie często otrzymywali równie wysokie stanowisko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!