Gdyby nie to, że ś.p. pani#Renia karmiła mnie po cichu zupą z budyniu, nie miałabym szans w starciu ze znienawidzonymi, żylastymi kawałami mięsa, robiącymi za wsad do przedszkolnego kotła. Za to z dużą sympatią wspominam szkolno-stołówkową kartoflankę, bo takiej nie robiła nawet moja mama. Wszystko to jednak wspomnienia starego niebieskiego mundurka (z non ironu). Wydawać by się bowiem mogło, że dziś, w nomen omen, tłustych czasach, szkolne kotły stać na wszystko. Z pewnością zaś na zbilansowane, zdrowe posiłki, zróżnicowane wedle różnych potrzeb młodych smakoszy. Jak mogę się mylić tak bardzo?
Czasy nowe, kocioł stary
Ewa Czarnowska - Woźniak

Tylko cudowi posiadania sąsiadki - kucharki zawdzięczam przeżycie przedszkola.
Podaj powód zgłoszenia
G
ale można za to zdrowo sobie po... wspominać na stare lata o stosunkach... heterogenicznych Pani Redaktor. Nie, to co POkazuje nam trójca uczonych w piśmie z Torunia, zwolenników multi-kulti, którzy ukazują nam na fotce dwóch samców jednopłciowych w kuchni, gotowych zerżnąć sobie nawzajem... marszałkowi gęsinę.