Sieć ewidentnie ponosi straty. Całe szczęście, że sieci się to tracenie wciąż opłaca, bo przynajmniej ktoś potrzebujący korzysta na tej handlowej zapobiegliwości.
Z kolei to, co nadkupili klienci, trafia na śmietnik, a stamtąd raczej rzadko co nadaje się do powrotu na taśmę łańcucha pokarmowego, co nie znaczy, że nie jest zjadane.
Klient też ewidentnie stracił, ale to się nikomu nie opłaca. Wygląda więc na to, że najlepszą drogą będzie ograniczenie własnych zakupów, bo im mniej kupimy, tym więcej zostanie w sklepie, a być może sklep współpracuje z bankiem żywności i nie boi się przepisowej gorączki, więc jedzenie trafi do głodnych.
Z drugiej strony, jeśli kupujemy więcej, to co stoi na przeszkodzie, by części tego jedzenia nie oddać, zanim zgnije w lodówce albo zakwitnie na stole? Czasem trudno o naturalny altruizm, ale nawet ekonomiczna iskra zapalająca do tego czynu wystarczy na dobry początek. Czasem mniej znaczy więcej.