Są mieszkania ze wspólnym korytarzem - i wspólną toaletą, są rozpadające się miejskie kamienice, które zapisano na ostatnim miejscu listy priorytetów, widuję liszajowate podwórka ze scenografią jak po ostrzale artyleryjskim i chodniki też po takim ostrzale (ostatnio o mało życia nie straciłam jadąc rowerem bodajże Hetmańską czy Mazowiecką, w każdym razie gdzieś w tej okolicy).
Lista rzeczy brzydkich bądź zaniedbanych jest długa, gruntówki także mają na niej swoje „zaszczytne” miejsce. Pamiętam komputerową grę w cywilizację. Patrzyłam na monitor przez ramię dawnego miłośnika tej zabawki.
Podczas budowy miasta obowiązywała zasada, że najważniejsze są drogi i od tego zaczynało się cywilizowanie okolicy. Później powstawały biblioteki, świątynie, rozmaite magazyny.
Na szczęście piachu pod kołami u nas coraz mniej, ale niestety jest, i ludzie mieszkający przy takich drogach mają prawo się czuć jak na Dzikim Zachodzie. Nie powinni się kłócić, dopraszać, błagać, czy dokładać, bo już dołożyli. Cywilizacja zobowiązuje.