Zakręty życiowe sprawiły, że nie został najwybitniejszym polskim piłkarzem. Ale gra w reprezentacji Kanady i strzela gole w lidze greckiej. Jest wychowankiem Cuiavii Inowrocław. Nazywa się Tomasz Radziński.
<!** Image 2 align=right alt="Image 76770" sub="Przed stadionem Anderlechtu Bruksela. Od lewej - Edmund Mikołajczak, Jan Radziński, ojciec Tomka, Rafał Mikołajczak, Maria Radzińska, mama Tomka, Tomasz Radziński, Grzegorz Nawrocki, Bogdan Łuczak. Za nimi stoi zawodnik Anderlechtu, reprezentant Czech Jan Koler / Fot. Archiwum Edmunda Mikołajczaka">W Inowrocławiu są dwa piłkarskie kluby z tradycjami. Goplania jest bardziej znana, bo grała nawet w II lidze. Ale to właśnie Cuiavia dorobiła się wychowanka, o którym słyszał cały piłkarski świat. Ostatnie kluby w karierze Radzińskiego mają już określoną renomę w Europie, a nawet na świecie, a malutki, podupadający klubik z inowrocławskiej ul. Wierzbińskiego wywołuje wielkie zdziwienie, że oto gdzieś w futbolowym trzecim świecie zrodził się taki zawodnik.
Najniższy, najszybszy
Zaczęło się od trampkarzy, do ich grupy trafił mały Tomek. Zespół prowadził wtedy Edmund Mikołajczak. Już początkowe mecze Tomasza Radzińskiego w biało-zielonych barwach pokazały, że chłopak ma „papiery” na granie.
- Pierwszy raz grałem z nim w zespole na turnieju halowym w „Sokolni”. Już wtedy było widać, że ma talent. Był najniższy w drużynie, ale bardzo szybki - wspomina jego rówieśnik, Rafał Mikołajczak.
- Miał bardzo słabe warunki fizyczne, ale świetne motoryczne. Tym pokonywał o głowę wyższych kolegów. Niesamowicie waleczny i pracowity. Po treningu od razu pytał, kiedy będzie następny - wspomina jego pierwszy trener, Edmund Mikołajczak.
<!** reklama>Nazwisko Radziński jest znane w Inowrocławiu, choć on sam już niemal zapomniał, jak wygląda miasto. Na Kujawach był bowiem już dawno temu. Przyjechał prywatnie z dziewczyną, Belgijką z pochodzenia, aby pokazać jej miasto dzieciństwa.
Jego ojciec, Jan Radziński, trenował zarówno piłkarzy w Goplanii jak i w Cuiavii. Jest dobrze wspominany.
- Dobrze znałem ojca Tomka. Krótko trzymał u nas nawet seniorów. Czy żałuję, że jego syn jest wychowankiem Cuiavii? - mówi Andrzej Prabucki, prezes Goplanii. - Nigdy nie patrzyłem na to z tej strony. Cieszyć trzeba się z tego, że jest to chłopak z Inowrocławia.
Cuiavia Inowrocław dysponuje kartą zawodniczą najsłynniejszego wychowanka. Z czasem może to być cenna pamiątka.
- Kilkakrotnie zapraszaliśmy go do Inowrocławia, ale miał pewnie wiele obowiązków klubowych. Namawialiśmy go też, aby wspomógł nas finansowo. W końcu co to dla niego 5 tysięcy funtów, jeśli tygodniowo zarabiał kilka razy więcej. Ale nie udało się nawiązać kontaktu - mówi zmartwiony Włodzimierz Figas, prezes Cuiavii, którego zespół błąka się obecnie w okręgówce.
Te kilkanaście tysięcy funtów tygodniowo, bo na tygodnie dzieli się gaże futbolistów na wyspach, nie wzięły się znikąd. Piłkarz był wart swojej ceny.
<!** Image 3 align=right alt="Image 76767" sub="Radziński i Rooney. Wyjadacz i utalentowany młodzian chyba się polubili. Gejowskie pismo uchwyciło na zdjęciu pocałunek od Rooneya po zdobyciu gola">Rodzice z Tomkiem i jego bratem wyjechali za granicę, gdy miał 13 lat. Byli najpierw w Niemczech, później w Kanadzie. Chłopak trenował w miejscowych klubach. W pewnym momencie wykorzystał polskie kontakty i poprzez Włodzimierza Lubańskiego trafił do Belgii. Tam zaczął strzelać gole jak na zawołanie. Najpierw grał w Germinalu, a gdy w finale krajowego pucharu dobił Anderlecht, strzelając mu gola na 4:2, najbardziej utytułowany klub Belgii zdecydował się go ściągnąć na Astrid Park. Z Anderlechtem Radziński został mistrzem Belgii i królem strzelców ligi.
Wtedy też zaliczył najlepszy mecz w karierze, jego nazwisko obiegło cały świat.
„Dałeś nam szczęście”
Było to 24.10.2000 r. Anderlecht Bruksela pokonał sensacyjnie 2:1 słynny Manchester United w Lidze Mistrzów, Tomek strzelił obie bramki, a jego zespół wygrał wtedy grupę, wyprzedzając ekipę sir Alexa Fergussona. „Dałeś nam szczęście”, Radziński upokorzył największych” - takie były tytuły nazajutrz w belgijskiej prasie.
- Cieszę się bardzo, bo na trybunach był mój ojciec - wspominał to spotkanie Radziński, jeszcze przez wiele tygodni później niemal noszony na rękach przez kibiców i prasę. Zresztą kibice Fiołków z Astrid Park co pewien czas domagają się od władz klubu, aby spróbowali ściągnąć go do zespołu, bo kojarzy im się on z wielkimi sukcesami, a teraz klub ten jest ledwie cieniem wielkiej drużyny z Radzińskim i olbrzymim Czechem, Janem Kolerem, w ataku.
Wtedy w Champions League Tomek zdobył jeszcze dwie bramki przeciwko Dynamu Kijów oraz gola z Lazio Rzym. Zespołowi tak dobrze już nie szło. Odpadł w wiosennej rundzie rozgrywek.
Po świetnych meczach w Anderlechcie wiadomo było, że nadszedł czas zmian. Kolor fiołkowy klubu z Astrid Park wychowanek Cuiavii zmienił na granatowy Evertonu, klubu w mieście Beatlesów. Żyjący zawsze w cieniu rywali zza miedzy klub z Liverpoolu odradzał się, a pomóc miał w tym właśnie Polak. Zapłacono za niego aż 4,5 miliona funtów. W ataku dokooptowano do niego utalentowanego, choć nieznanego nikomu młokosa. Nazywał się Wayne Rooney. Wyjadacz i utalentowany młodzian chyba się polubili. Czasem radość okazywali przesadnie i gejowskie pismo wychwyciło nawet na zdjęciu moment, gdy całują się mocno po zdobyciu gola.
Gdy na Euro 2004 eksplodował talent Rooneya, po części ucznia Radzińskiego, ten naraził się bossom klubowym. - Wayne zagrał świetnie i, moim zdaniem, jeśli chce osiągnąć wyższy poziom, musi się przenieść do innego klubu - stwierdził i… odszedł razem z nim. Everton rewelację ligi sprzedał do Manchesteru United, a Radzińskiego wyrzucił za krytykę poczynań zarządu do Fulham. - Przeżyłem 3 wspaniałe lata i zyskałem wielu przyjaciół - skomentował to Polak.
Pod słońcem Grecji
Nie podejrzewał, że zaczyna się dla niego ciężki okres. W londyńskim klubie mu nie szło. Został zwolniony. Długo szukał klubu. Odrodził się dopiero w Grecji, w Skodzie Xanthi.
Ligę u schyłku kariery wybrał znakomicie. Po kilku latach spędzonych na Wyspach jest świetnie przygotowany fizycznie, więc mimo podeszłego, jak na piłkarza z pola, wieku wciąż wypada na boisku znakomicie. W Internecie można oglądać jego bramki, jak choćby tę strzeloną kilka tygodni temu w spotkaniu z Verią 1:0. Wyszedł znakomicie do górnego podania i pięknym wolejem nie dał szans bramkarzowi rywali. Wykazuje też boiskowe cwaniactwo. Choćby w spotkaniu wyjazdowym z rewelacją Ligi Mistrzów - Olympiakosem Pireus - zdobył gola w zamieszaniu podbramkowym, na raty pokonując bramkarza gospodarzy, a jego zespół wywiózł cenny remis.
Skoda Xanthi, w której gra także inny Polak, Bartłomiej Grzelak, zajmuje 6. miejsce w tabeli i już jest określana jako jedna z rewelacji ligi greckiej.
Wielka szkoda
Polscy działacze stracili dla naszej kadry wartościowego gracza. Radziński w młodym wieku debiutował w reprezentacji klonowego liścia. Kanada zespół ma słaby, wychowanek Cuiavii mocno się w nim męczy. Wielka szkoda, bo przecież niebawem Polska gra na Euro, a Leo Beenhakker wciąż ma problem z niewiele grającymi w swoich klubach napastnikami. Szkoda tym większa, że Radziński nie zapomniał o Polsce. - Mówi po polsku bardzo dobrze, bo w kanadyjskim domu jego rodziców wszyscy tak mówią. Przyznał jednak, że myśli już po angielsku, bo przecież niewielu Polaków ma dookoła - usłyszeliśmy od E. Mikołajczaka, który rozmawiał z Tomkiem w Belgii.