Najpierw znika jeden sklep znanej marki, potem drugi, zamknięta zostaje modna kawiarnia... Tak wiele lat temu powoli zaczęło znikać bydgoskie Centrum Handlowe Glinki. A działo się to jeszcze w czasach galeriowego boomu. Można było wtedy zakładać, że CH Glinki padło ofiarą generacyjnej przemiany. Była to bowiem galeria II generacji. Charakteryzowała się tym, że centralnym jej elementem był hipermarket, a w jego otoczeniu egzystowało od kilkunastu do kilkudziesięciu mniejszych sklepów, knajpek i punktów usługowych.
Czas takich obiektów minął w XXI wieku. Zastępowały je bardziej rozwinięte, urozmaicone i większe galerie III i IV generacji, jak powstałe zaledwie około kilometra od Glinek Zielone Arkady. W CH Glinki w towarzystwie dominującego Carrefoura bodaj najdłużej wytrzymały salonik prasowy, lody popularnej wówczas sieci i dwa sklepy z tanimi butami.
Wreszcie i one spasowały. Od lat hipermarketowi towarzyszą jedynie toaleta i i bankomat wewnątrz gmaszyska oraz stacja paliw i myjnia samoobsługowa obok ogromnego, nigdy niewypełniającego się nawet w połowie parkingu. Jedna z prób ożywienia tego dinozaura już była ogłaszana. Miało tam powstać centrum outletowe. Ostatecznie takie centrum powstał w innej części Bydgoszczy.
Teraz zapowiadane jest druga próba reanimacji. Z jednej strony dobrze. Szkoda marnującego się pod tonami betonu miejsca. Z drugiej strony, ze zdziwieniem czytam, że nowa galeria reklamowana jest jako powrót do dawnej II generacji, czyli hipermarketu i 25 otaczających go akolitów. Czy w dzisiejszych czasach to się może udać?
