[break]
Do „Expressu” zgłosiła się Czytelniczka z Kapuścisk, która ze zdziwieniem zaobserwowała działania jednej ze wspólnot mieszkaniowych na swoim osiedlu.
- Zaczęły się wakacje. Dzieci większość czasu spędzają na podwórku, także u nas dzieci nadal bawią się na dworze, mimo że stało się to ostatnio niemodne. W najbliższej okolicy mamy jeden plac zabaw, należący do Wspólnoty 13. Ogrodzony od lat, ale ogólnodostępny. I co robi Wspólnota 13 w tym roku? Montuje zamek na czip na karty dostępu. Od teraz będą mogły korzystać z placu wyłącznie dzieci mieszkające w bloku przy Baczyńskiego 13. I żadne inne. Rozumiem, że to ich własność, że postawili plac zabaw za swoje pieniądze i za swoje pieniądze go remontują. Ale dzieci, to tylko dzieci - zauważa pani Joanna (nazwisko do wiadomości redakcji). - Jak wytłumaczyć 2-latkowi, że od dziś nie wolno mu już pohuśtać się na huśtawce chociaż widzi, że inne dzieci się huśtają?
Przez zamknięcie placu zabaw - zdaniem mieszkanki - już pojawiają się konflikty, także wśród miejscowych dzieciaków. Samo ogrodzenie, jej zdaniem, źle wpływa na wychowanie wszystkich maluchów na osiedlu.
Dzieci już się wywyższają, mówią, że plac zabaw jest ich i mówią rówieśnikom, że będą mieli zakaz wstępu. - pani Joanna z Kapuścisk
- Jak wytłumaczyć Zuzi, że od dzisiaj, jak chce się bawić z Julką, to muszą się bawić wyłącznie na zewnątrz, bo Zuzia na plac zabaw ma zakaz wstępu? Więc albo razem poza placem, albo osobno. Jedna za płotem, druga w środku. Dorośli zdecydowali w ten sposób za dzieci z kim od teraz mają się bawić. Bo razem już nie mogą. Już są kłótnie, już „trzynastkowe” (ze Wspólnoty) dzieci się wywyższają, że plac zabaw jest ich i już mówią rówieśnikom, że będą mieli zakaz wstępu. Brawo rodzice - „gratuluje” pani Joanna.
Grodzenie placów zabaw to kolejny, nowy trend w oddzielaniu się od sąsiadów. Liderem tradycyjnie są Wyżyny, które były już bohaterem reportaży m. in. w ogólnopolskich telewizjach. Na terenie tej dzielnicy nie brakuje również grodzonych placów zabaw, dostępnych wyłącznie dla dzieci mieszkańców. I to od dawna.
Ogrodzony i bezpieczny
- Znam plac zabaw przy Baczyńskiego i był on ogrodzony od bardzo dawna. Powstał za pieniądze i staraniem jednej wspólnoty mieszkaniowej. Jest świetnie utrzymany, bezpieczny i zadbany. Wystarczy spojrzeć na pobliską, ogólnodostępną piaskownicę. Nie dość, że pełno w niej petów, butelek, liści, a piasek śmierdzi, to bez trudu znaleźć w niej można wystające gwoździe. W życiu nie poszedłbym tam z wnukiem - mówi mieszkaniec Kapuścisk. - Z tego, co wiem, plac ten był dostępny dla dzieciaków z pobliskich bloków i teraz także ich rodzice dostaną czipy, by dzieci mogły tam wejść. Uważam, że każdy plac zabaw powinien być zamknięty, by nie właziły tam chociażby psy.
- W okolicy można byłoby zrobić inny plac zabaw, ale problemem jest, że okoliczne trawniki jak każdy blok, należą po kawałku, do kogo innego - uważa pani Joanna. - Jest Wspólnota 13, wspólnota z Sandomierskiej 39, jest ADM, SM „Jedność”. A plac zabaw jeden, teraz już zamknięty. Dzieciom została piaskownica, do której załatwiają się okoliczne zwierzaki i jakieś stare metalowe drabinki. Może komuś zależy na tym, żeby dzieciaki siedziały w domach przed komputerem. Inne place są za daleko, żeby 8-latek poszedł tam sam, a pod okiem rodziców zostaje mu trawnik, z którego akurat spółdzielnia zrobiła przeorany zagon i parking.
Jak Pawlak z Kargulem
Administratorzy wspólnot mieszkaniowych podkreślają jednak, że wiele wspólnot zachowuje się czasem jak w filmie „Sami swoi”. Okazuje się bowiem, że niektóre chciałyby się dogadać i zbudować plac zbaw wspólnie, ale brakuje porozumienia.
- W jednej wspólnocie jest dużo rodziców, a w drugiej - seniorów. Jedni chcą plac zabaw, dla drugich to ostatnia rzecz, którą widzą pod oknami i woleliby na przykład parking. Jeśli wspólnota zdecyduje się na budowę placu, nie ma się co dziwić, że później nie chce dzielić się tym, za co sama zapłaciła i za co płaci, bo nikt inny nie chciał się do pomysłu dorzucić - mówi nam anonimowo jeden z bydgoskich administratorów.