Sporny kawałek terenu u zbiegu ulic Glinki i Białogardzkiej od lat wygląda tak samo - to klepisko rozjeżdżone dziko parkującymi autami. A po deszczu klepisko zamienia się w bajoro...
Historię tego kawałka terenu doskonale zna pan Robert. Złożył w ramach budżetu obywatelskiego projekt ucywilizowania tego skrawka miasta i zorganizowania tam normalnego parkingu. Projekt nawet dostał w Urzędzie Miasta numer - 60K/0032.
To tylko pasek gruntu...
- Okazało się, że teren który od kilkudziesięciu lat leży niezagospodarowany, taki musi pozostać - relacjonuje pomysłodawca parkingu. - Wszystko dlatego, że aby na niego wjechać, trzeba przekroczyć teren szerokości 1-1,5 metra szerokości, który leży wzdłuż brzegu ulicy Glinki. To pasek gruntu długości kilkudziesięciu metrów. Działka nadal należy do prywatnego właściciela. Kto pozostawił w jego rękach ten grunt przed laty, skoro wszystko dookoła należy do miasta?!
Żeby było śmieszniej, pas tego terenu jest zarośnięty chaszczami, ale... stoją na nim miejskie znaki drogowe!
- Kilkaset metrów kwadratowych zostanie bez zmian - irytuje sie pan Robert. - Jak długo?
Któż to wie...
Stanowisko miasta
Okazuje się, że Urząd Miasta nie ma sobie nic do zarzucenia, a wszystkiemu winne są procedury prawne i upór właścicieli terenu. - Miasto stoi na stanowisku, że posiada pełne prawo do dysponowania gruntem. Pogląd ten podzielił też wojewoda - mówi Anna Strzelczyk-Frydrych z biura obsługi mediów bydgoskiego ratusza. - Jednak dotychczasowi właściciele odwołali się od decyzji wojewody, czego skutkiem jest konieczność wstrzymania się od ingerowania w ten teren.
Ale po kolei...
O regulację kwestii własnościowych nieruchomości o powierzchni 0,0515 ha miasto stara się od 2009 r. - Powołujemy się na art. 73 ustawy reformującej administrację publiczną z dnia 13 października 1998 r. - mówi Anna Strzelczyk--Frydrych.
Jak coś zajęte, to zajęte
Przepis mówi, że jeśli jakaś nieruchomość został przed 1 stycznia 1999 zajęta pod drogi publiczne, to po wypłacie odszkodowania staje się własnością danej jednostki - w tym przypadku Urzędu Miasta Bydgoszczy. Decyzją swoją potwierdza ten fakt wojewoda kujawsko-pomorski.
Odwołanie właścicieli
Problem polega na tym, że wojewoda wydał decyzję w tym przypadku swoją dopiero w... 2012 roku. - W międzyczasie bowiem wystąpił do sądu o wyznaczenie przedstawiciela dla zamieszkałych poza RP stronami postępowania - relacjonuje Anna Strzelczych-Frydrych. - We wrześniu 2011 roku Urząd Wojewódzki podjął postępowanie, gdyż właściciele upoważnili w Polsce osobę do ich reprezentowania.
Po korzystnej dla miasta decyzji wojewody właściciele w marcu 2012 r. odwołali się do ówczesnego Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej.
Resort wciąż milczy
- Do dziś nie otrzymaliśmy decyzji resortu - mówi Strzelczyk--Frydrych. - Nie mamy również odpowiedzi na zapytanie o postęp w odwołaniu.
Propozycja inwestycji będzie mogła być pozytywnie zweryfikowana po tym, kiedy całość gruntu będzie w dyspozycji miasta.
Decyzję o realizacji podejmą, zgodnie z zasadami budżetu obywatelskiego, mieszkańcy, oddając na nią swoje głosy.