O tym, że Camerimage żegna się z Bydgoszczą mówiło się już od zakończenia ubiegłorocznej edycji festiwalu. Marek Żydowicz w czasie gali zamknięcia przypomniał, że miasto obcięło mu dotację z 2,5 mln zł do 500 tys. zł i zaapelował, by goście festiwalu pomogli mu znaleźć dla imprezy nowe miejsce.
Potem nastąpiła wymiana listów między Żydowiczem a bydgoskim ratuszem, pojawiła się też nowa oferta prezydenta Bruskiego, który zaproponował na tę edycję 1,5 mln zł dotacji i sporo warunków do spełnienia, odbyło się posiedzenie Komisji Kultury, na którym szef Camerimage stwierdził, że propozycji w takiej formie przyjąć nie może, aż w końcu w tym tygodniu Żydowicz ogłosił w liście otwartym do mieszkańców Bydgoszczy, że z miastem się żegna.
Z jednej strony zarzut nieuczciwości, z drugiej kłamstwa
Na ten list zareagował bydgoski ratusz i zaprosił na zwołaną na szybko konferencję prasową. Michał Sztybel, wiceprezydent Bydgoszczy i Łukasz Krupa, dyrektor biura promocji miasta powiedzieli na niej, że o decyzji Marka Żydowicza dowiedzieli się mediów i że ich zdaniem powodem, dla którego Camerimage już się w Bydgoszczy nie odbędzie, jest „nieuczciwe potraktowanie mieszkańców miasta przez dyrektora festiwalu”. Wczoraj do naszej redakcji trafił kolejny list Marka Żydowicza, który w ostrych słowach skomentował to, co padło na tej konferencji, zarzucając Sztyblowi i Krupie kłamstwo.
Teraz pytamy bydgoskich radnych, jak odbierają to wszystko, co wydarzyło się w ostatnich dniach. - Przykro mi z tego powodu, osobiście też - od lat jestem wiernym uczestnikiem festiwalu - mówi Paweł Bokiej, radny PiS. - Nie da się jednak ukryć, że pan Żydowicz dołożył od siebie dużą cegiełkę, by to się zakończyło tak, a nie inaczej. Sytuacja była trudna od dawna, dla mnie taką iskierką nadziei było grudniowe posiedzenie Komisji Kultury, na którym pan Żydowicz się pojawił.
Radny Bokiej przyznaje, że liczył na porozumienie. - Niestety pan Marek zaprezentował dość konfrontacyjny ton, tym samym zniechęcił do siebie osoby, które były gotowe pomóc - mówi. - Myślę, że on nie do końca dostrzega lokalne uwarunkowania i wagę podpisania tego listu intencyjnego z Toruniem. Niestety, m.in. to spowodowało, że zniechęcił do siebie także mieszkańców Bydgoszczy, a przez to prezydent Bruski zyskał pewnego rodzaju mandat społeczny, by postawić panu Żydowiczowi takie, a nie inne warunki.
„Dałbym nawet 5 milionów, ale...”
Co dalej? - Z żalem trzeba stwierdzić, że długo nie zastąpimy niczym tego festiwalu - odpowiada radny PiS. - A nie musiało tak być. Ja bym dał na Camerimage nawet i pięć milionów złotych, ale gdyby było widać po panu Żydowiczu, że naprawdę chce się z imprezą zakorzenić nad Brdą. A on miał ogromny kłopot nawet z tym, by dodać słowo Bydgoszcz do nazwy festiwalu.
Paweł Bokiej uważa, że każda ze stron może mieć sobie coś do zarzucenia. - Trzeba jednak pamiętać, ze to pan Żydowicz stoi tutaj w roli petenta. To my kupujemy od niego usługę promocyjną i mamy prawo mieć wymagania - uważa.
Czy to już naprawdę koniec? - Ze słów pana Żydowicza wynika, że raczej tak, ale zdążył nas już przyzwyczaić do niestandardowych zachowań, więc póki nie dowiemy się, że Camerimage związuje się z innym miastem, to pewnie wszystko jest możliwe - kończy Bokiej.
Podobnego zdania jest Jakub Mikołajczak, radny KO. - Nie zdziwiłbym się, gdyby za parę tygodni pan Żydowicz jednak zmienił zdanie - mówi. - Z tego co wiem, to rezerwacje w bydgoskich hotelach poczynione już na listopad tego roku, nadal nie zostały odwołane.
Czy musiało do tego dojść? - Zawsze doceniałem wagę i charakter tej imprezy. Niestety nie mogę powiedzieć tego samego o stylu zarządzania fundacją Tumult i samym festiwalem - komentuje Mikołajczak. - Szczerze mówiąc trudno mi sobie wyobrazić, że podobnie jak samorząd pan Marek może traktować inne podmioty, z którymi współpracuje, czyli na przykład sponsorów.
Czy miasto mogło coś zrobić inaczej? - W każdych negocjacjach można coś zrobić inaczej - odpowiada Mikołajczak. - Być może powinniśmy wcześniej postawić warunek, dotyczący uwzględnienia słowa Bydgoszcz w nazwie festiwalu, ale chyba po cichu liczyliśmy, że pan Żydowicz sam o tym pomyśli, zaproponuje coś takiego w zamian za dodatkowe środki na festiwal.
Potrzebny mediator
Radna Grażyna Szabelska (PiS), która w ostatnich miesiącach mocno zaangażowała się w to, by Camerimage nad Brdą zatrzymać, uważa, że jeszcze nie wszystko stracone.
- W tym wszystkim zabrakło poważnych negocjacji, czegoś więcej, niż wymiana suchych listów - mówi. - To zabrnęło już za daleko, mam wrażenie, że obie strony traktują tę sprawę honorowo i ambicjonalnie, a tego należy się wyzbyć, bo najważniejszy jest interes - obopólny. Dlatego złożę do pana prezydenta wniosek, czy też prośbę, by rozważył negocjacje z panem Żydowiczem - o ile ten ostatni będzie chętny - przy udziale profesjonalnego mediatora - zapowiada radna PiS.
Radna KO Katarzyna Zwierzchowska uważa jednak, że na negocjacje za późno. - Pan Żydowicz był w ostatnim czasie nastawiony na konflikt - to było widać na posiedzeniu Komisji Kultury - do tego stopnia, że radni PiS, którzy przed posiedzeniem wnieśli do budżetu poprawkę w sprawie zabezpieczenia dla Camerimage 2,75 mln zł, po tej komisji ją wycofali - mówi.
Czy jej zdaniem to już definitywny koniec Camerimage nad Brdą? - Myślę, że nie - odpowiada radna. - Jeśli w 2018 roku, czyli w roku wyborczym, żaden z prezydentów dużych miast, starających się o reelekcję, nie ściągnął do siebie Camerimage, licząc, że pozyska hit, to teraz też tego nie zrobi. Dopóki nie zobaczę listu powitalnego dla Camerimage z innego miasta, to nie uwierzę, że opuszcza Bydgoszcz.
Czy uda się skończyć z plastikiem?