Na konferencji prasowej, zorganizowanej 7 września przez Jarosława Wenderlicha, szefa klubu radnych PiS w Radzie Miasta Bydgoszczy, padły trzy przykłady zaniedbań w ochronie zabytków, za które winą obarczył ratusz. Radny opozycji poruszył temat dworca towarowego z początków XX wieku, który częściowo spłonął 24 sierpnia i prawdopodobnie nie będzie nadawał się do odbudowy. Mówił też o zburzonej w niedzielę (sic!), 3 sierpnia, zabytkowej i niedawno wyremontowanej kamienicy przy ulicy Gdańskiej 140. Pozwolenie na rozbiórkę wydał przed paroma miesiącami Wydział Administracji Budowlanej. Trzeci opłakiwany przez Wenderlicha zabytek, o którym podczas konferencji tylko wspomniał, to ruina dawnej restauracji „Leśna” w Smukale - jedynej bydgoskiej pamiątki po popularnej powiatowej kolejce wąskotorowej, którą zlikwidowano ponad pół wieku temu.
Trzeba przyznać, że celne to były strzały. Gmach dworca towarowego miał być swoistą bramą wjazdową na nowoczesne osiedle mieszkaniowe, którego bloki już powstają. Kamienicę przy Gdańskiej 140 zburzono krótko po fali protestów stowarzyszeń lokalnych patriotów, oburzonych planami rozbiórki innej kamienicy przy tej samej ulicy, która stoi na drodze połączenia ulicy Mazowieckiej z Gdańską. Urok bydgoskiej ciuchci przypomniał zaś w tym roku piękny album, mozolnie przygotowany przez miłośnika kolei - Michała Jankowskiego.
Do jakiego reakcji skłoniły Jarosława Wenderlicha te trzy przykłady? - Wczoraj złożyłem pismo do ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego, o objęcie nadzorem wszelkich postępowań związanych z zabytkami i wartościowymi budynkami w Bydgoszczy - oznajmił na konferencji Jarosław Wenderlich. Jego pismo trafiło również do ministra kultury i dziedzictwa narodowego oraz do bydgoskiej Prokuratury Okręgowej.
Zdecydowany ruch, nieprawdaż? Może nawet zbyt zdecydowany. Nie wiem, jak wielu bydgoszczanom uśmiecha się dozór Zbigniewa Ziobry nad gospodarką zabytkami i wszelkimi wartościowymi budynkami w ich mieście. A jeśli obywatel Wenderlich podejrzewa, że złamano tu prawo, to lokalna prokuratura byłaby najwłaściwszym adresatem doniesienia. I to powinno wystarczyć.
Postraszenie bydgoskiego ratusza przez obywatela Wenderlicha ministrami Ziobrą i Glińskim osłabiło też, w mojej opinii, wydźwięk dalszej części wystąpienia, w której Jarosław Wenderlich wytknął samorządowym władzom Bydgoszczy to, że uchwalony w 2017 roku „Gminny Program Opieki nad Zabytkami” przestał obowiązywać w 2020 roku i do tej pory nie doczekał się kontynuacji. Zgadzam się, że to błąd, ale zaprawione polityką doniesienie do władz centralnych ułatwiło ratuszowi odparcie ataku również polityczną argumentacją.
Rzeczniczka prezydenta Bruskiego wymieniła otóż kilka zadań związanych z ochroną zabytków, które miasto realizuje „mimo rządowych cięć w finansowaniu samorządów”. W ślad za tym następuje kolejne wyliczenie - inwestycji, na które bydgoski samorząd wnioskował o pieniądze z budżetu centralnego, ale bez skutku.
- Niestety większość bydgoskich wniosków związanych z ratowaniem zabytków rząd odrzuca - podsumowuje rzeczniczka prezydenta Bruskiego.
Smętny wniosek nasuwa się sam. Do wyborów - i to tych samorządowych, za ponad pół roku - zapomnijmy o porozumieniu ponad podziałami w obronie bydgoskich zabytków. Oby tylko wszystkim ocalałym pamiątkom historii udało się doczekać lepszych czasów. Na szczęście bydgoscy społecznicy czuwają - i to znaczniej lepiej niż kiedyś ORMO.
