MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bronisław Waligóra, były piłkarz i trener m.in. Zawiszy, w rozmowie z "žExpressem"

Marek Fabiszewski Stanisław Karabasz
Bronisław Waligóra będąc trenerem Zawiszy wprowadził do zespołu Zbigniewa Bońka. „Zibi” zrewanżował mu się tym, że jako piłkarz Widzewa Łódź „wymusił” na prezesie Ludwiku Sobolewskim przyjście Waligóry.

Bronisław Waligóra będąc trenerem Zawiszy wprowadził do zespołu Zbigniewa Bońka. „Zibi” zrewanżował mu się tym, że jako piłkarz Widzewa Łódź „wymusił” na prezesie Ludwiku Sobolewskim przyjście Waligóry.
<!** Image 3 align=none alt="Image 202078" sub="Bronisław Waligóra - na 1. spotkaniu pokoleń piłkarzy Zawiszy zorganizowanym z inicjatywy „Expressu” w grudniu 2001; w tle bramkarz Edmund Rychlewicz; i na jednym ze spotkań wigilijnych na Zawiszy w towarzystwie Ryszarda Harmaty, który całą karierę spędził w klubie z Gdańskiej. Fot.: Archiwum">

Trener sławny w Bydgoszczy, w Łodzi i w... Manchesterze skończył we wrześniu 80 lat. W ubiegły piątek spotkaliśmy się we włoskiej kawiarni na Starym Rynku. Oto co powiedział „Expressowi”...<!** reklama>

O jubileuszach

80 lat? Nie wiem, nie liczę, zgubiłem metrykę. Nawet nie obchodziłem swoich urodzin, nie było żadnej hucznej imprezy, spotkaliśmy się tylko w małym rodzinnym gronie (kilka miesięcy wcześniej zmarła żona Bronisława Waligóry - przyp. red). Wystarczy, że ostatnio byłem zaproszony na dwa takie jubileusze. Na gali 50-lecia „Kuriera Lubelskiego” znalazłem się w 10. najbardziej zasłużonych sportowców i trenerów. Na Lubelszczyźnie spędziłem prawie 10 lat, trenowałem Motor, Avię, Hetmana. Do tej pory, gdy tylko pojawię się na ulicy w Lublinie, Świdniku czy Zamościu, jestem rozpoznawany. Ludzie pytają, co słychać, dziękują za tamte lata. To miłe. Podobnie było w Łodzi, gdy Widzew obchodził 100-lecie. Obchody trwały trzy dni. Znalazłem się w trójce najlepszych trenereów, po Franciszku Smudzie i Władysławie Żmudzie.

O początkach i nauce

Zaczynałem grać w Lechii Mysłowice, jako junior wyróżniałem się na tyle, że grałem z seniorami, ale skaperowali mnie do Pomorzanina Toruń (II liga - przyp. red.), gdzie trenerem był Konrad Kamiński. Równolegle łączyłem grę ze studiami na UMK na kierunku chemia. Do 16.00 wykłady, seminaria, ćwiczenia w laboratorium, potem treningi w hali, albo na boisku. Z Pomorzanina przeszedłem do II-ligowego CWKS (od jesieni 1957 WKS Zawisza - przyp. red.), gdzie już był trener Kamiński. Jak przeniosłem się do Bydgoszczy, to uczyłem też chemii w VI LO, a potem zajmowałem kierownicze stanowisko w Zakładach Radiowych „Eltra”, tak więc nie tylko samą piłką żyłem.

O Zawiszy

W Zawiszy grałem przez 10 lat i przeżyłem w tym klubie piękne chwile. Dwukrotnie awansowaliśmy do najwyższej klasy. Mieliśmy dobrych trenerów. Najpierw w 1960 roku, gdy prowadził nas duet Kristof Scharle - Konrad Kamiński, potem w 1964 roku, gdy w I rundzie trenerem był Adam Niemiec, a w II rundzie Edmund Brzozowski. Z tym drugim awansem to była ciekawa sytuacja, bo trener Niemiec odszedł do Cracovii, która była naszym najgroźniejszym rywalem. Zresztą decydujący mecz graliśmy na ich boisku i wygraliśmy 1:0! A ja byłem wtedy kapitanem.**Do Zawiszy wróciłem jako trener. Ostatni raz w 1995 roku. Zadzwonił do mnie płk Edward Potok. Ambicje były duże, mieliśmy awansować do I ligi. Po jesieni byliśmy na trzecim miejscu. Przed sylwestrem na spotkaniu wyniknęła sprawa odejścia za granicę dwóch podstawowych zawodników, Macieja Mizi i Macieja Nuckowskiego. Nie zgodziłem się, więc generałowie i pułkownicy udali się na naradę. Wrócili z propozycją nie do odrzucenia. Miałem awansować i zostać w klubie pełnomocnikiem-dyrektorem ds. piłki nożnej. Kibice byli oburzeni, protestowali, musiałem pisać otwarte listy do nich. W końcu dałem sobie spokój z tą fikcją. Ale nadal kibicuję Zawiszy, jesienią byłem na meczach I ligi, spotykam tam kolegów z boiska i swoich wychowanków.

O trenowaniu Widzewa

Widzew prowadziłem trzykrotnie, w sumie 6 lat. Po raz pierwszy w 1977 roku. Zastąpiłem Leszka Jezierskiego, który przeszedł po awansie do ŁKS. Jako trenera widział mnie Zbigniew Boniek i załatwił to po swojemu z prezesem Ludwikiem Sobolewskim. Wyszło tak, że ja wprowadzałem „Zibiego” do zespołu Zawiszy, a on mnie do Widzewa. Pamiętam, jak odchodząc z Bydgoszczy powiedział mi: „Panie trenerze, Pan jeszcze o mnie usłyszy”. A potem usłyszała o nim cała Polska, gdy w I rundzie Pucharu UEFA pojechaliśmy do Manchesteru City i zremisowaliśmy 2:2, a dwa gole strzelił właśnie Boniek. W Łodzi obroniliśmy 0:0 i przeszliśmy zespół, w którym grało aż siedmiu reprezentantów Anglii! To było wydarzenie!

O alkoholu i... seksie

Alkohol jest dla ludzi, mogę coś o tym powiedzieć, bo jestem po chemii. Trzeba jednak wiedzieć, kiedy można go pić i ile. Niektórzy w Motorze lubili zaglądać do kieliszków. Walczyliśmy o awans, więc miałem nieprzespane noce, bo musiałem ich pilnować. Od czwartku do soboty czekałem pod domem za jednym z nich. Patrzyłem, kiedy tylko zgasi światło i wyjdzie, to ja wtedy cap go za kołnierz i z powrotem. Kiedyś przyjechał na trening i wypadł z samochodu, no to wziąłem go na obroty, biegał i biegał, aż nie widział na oczy. Potem do domu, do żony! Następnego dnia strzelił dwa gole w meczu z ŁKS. No i co mam o tym myśleć? Zaszkodził mu ten alkohol, czy pomógł? Ale w Widzewie nie miałem takich problemów, tam była inna świadomość. Była starszyzna, która pilnowała dyscypliny, ale graliśmy też o wyższe cele. Za to lubiłem sobie porozmawiać z żonami piłkarzy o seksie, żeby potem temperować zapędy niektórych zawodników przed meczami.

O załatwianiu zawodników

W Pomorzaninie Toruń grałem z Marianem Norkowskim i po raz pierwszy widziałem jak się ściąga zawodnika z klubu do klubu. W 1953 roku zgłosiła się po niego Polonia Bydgoszcz, a przyjechali po niego funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa i nie było gadania. Wtedy jeszcze załatwiało się takie sprawy na szczeblu resortów. Ale ja pamiętam, jak załatwialiśmy do Widzewa Józefa Młynarczyka z Odry Opole. Prezes Sobolewski powiedział do kierownika: „Jedź i nie przyjeżdżaj bez Młynarczyka. Bierz materac i śpij tam tak długo pod drzwiami, aż nie załatwisz”. W ogóle Sobolewski to był ktoś, władza i wiedza. Wszystko robił spokojnie, bez nerwów i emocji. Jest problem? Trzeba się z tym przespać.

O pieniądzach w futbolu

Gdybym urodził się 20 lat później, to pewnie byłbym milionerem. Nie tylko jako piłkarz, ale też jako trener. Dziś niektórzy zawodnicy zarabiają 100-120 tysięcy złotych miesięcznie, to jest chore. Nie mówię nawet o Lewandowskim, Błaszczykowskim, czy Piszczku w Dortmundzie, bo to są już inne realia. Za moich czasów uposażenia były skromne, mieliśmy 300 złotych premii za mecz w ekstraklasie, ale byliśmy na etatach w zakładach pracy, takimi martwymi duszami. Przychodziło się tylko podpisywać kwity. Nie wiem, czy to było w porządku względem pracowników tych zakładów, ale tak się wtedy finansowało zespoły i w ogóle sport. Ale i ja byłem bohaterem transferu, pierwszego jeśli chodzi o trenera! Bo za drugim razem, w styczniu 1985 roku, Widzew wykupił mnie z Bałtyku za 100 tysięcy złotych.

O nowym prezesie PZPN

Kiedy usłyszałem w telewizji, że „Zibi” kandyduje na prezesa PZPN, to bardzo się ucieszyłem. To jedyny człowiek, który może zrobić tam porządek. Rzutki, inteligentny, wygadany, nie boi podejmować się trudnych decyzji, taki był też na boisku. Znam jego charakter i to jest jego plus. PZPN będzie miał inne oblicze, będzie inaczej postrzegany. Wie co robi i wie do czego zmierza. A ponadto, to jest chłopak, który dorobił się na piłce, więc stołek prezesa nie jest dla niego jedynym celem. Nie musi zagarniać do siebie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!