Coś w tym być musiało, bo wśród mych licealnych kompanionów był tylko jeden, który przebrnął przez dwa tomy „Krzyżaków”. Studiowaliśmy potem razem polonistykę. Mimo to, biję się w piersi, do dziś „Krzyżaków” nie doczytałem do końca. Kolegę, ich wielbiciela, pamiętam natomiast z juwenaliów na UMK. Z prześcieradła zrobił pelerynę, wymalował na niej czarny krzyż i nad kuflem piwa wyśpiewywał po niemiecku rycerską pieśń. Tak się „Krzyżakami” pokrzepił.
Kto wie, czy nie za karę, że „Krzyżaków” nie przeczytałem, ostatnio czuję się niczym Jurand ze Spychowa, otaczany i kąsany przez braci zakonnych. W gazecie widzę artykuł o pierwszym dniu egzaminów gimnazjalnych. Znajduję passus: „Z satysfakcją większość uczniów przyjęła zadania, w których najpierw trzeba było przeczytać fragment „Krzyżaków” i na tej podstawie udzielić odpowiedzi. - Tekst dotyczył rozmowy Zbyszka z Maćkiem o potędze krzyżackiej. Wystarczyło w skupieniu przeczytać tekst. To była łatwizna - stwierdziła Weronika Wiesiołowska. Proszę, jaką zdolną mamy młodzież! Chociaż - jak pokazują badania - poza SMS-ami prawie nic nie czyta.

Filip Kowalkowski
„Krzyżacy” z triumfem powrócili nie tylko do lektury. Dwa tygodnie temu toruński teatr dał premierę adaptacji powieści. Poziomu nie ocenię, bo nie byłem. Za parę miesięcy chętnie natomiast przeczytam raporty kasowe, mówiące, ilu widzów zapłaciło za obejrzenie tego spektaklu.
Wreszcie radio publiczne. W naszym, czyli PiK-u, w poniedziałek ruszyło tasiemcowe słuchowisko w realizacji jednego z najwybitniejszych magików współczesnej sztuki radiowej - Krzysztofa Czeczota. W obsadzie aktorska śmietanka z Dziędzielem, Trelą, Chyrą, Więckiewiczem i Cielecką. Tytuł? „Krzyżacy”! Nie uwierzę, że to przypadek. To musi mieć jakiś związek z polityką historyczną naszego nowego państwa. I to dawałoby odpowiedź na pytanie, dlaczego z Sienkiewiczowskiej spuścizny wskrzeszamy „Krzyżaków”, a nie Trylogię. Czyż nie pouczająca jest lektura, w której Polacy dają pod Grunwaldem łupnia Niemcom i ich poplecznikom z zachodniej Europy? Czyż nie bardziej pouczająca niż opowiastki o toczonych ze zmiennym szczęściem bojach z Ukraińcami („Ogniem i mieczem”), Tatarami i Turkami („Pan Wołodyjowski”) czy Szwedami („Potop”)? Powie ktoś,że przedstawiam spiskową teorięe dziejów najnowszych. I dobrze - przynajmniej w tym jestem dziś trendy.
„Wyborcza” zamieściła raport, w którym podsumowuje wysiłki dekomunizacyjne w większych miastach. Przy Bydgoszczy widnieje pytanie: „Czy można czcić plan sześcioletni?”. Odpowiada poseł PiS, Łukasz Schreiber: „To był plan, który rujnował polską gospodarkę, obmyślony na wzór radziecki”. Chyba nie dam tego do przeczytania ojcu, który ma w albumie zdjęcie w spodenkach i z furażerką na głowie. W dłoniach łopata. Jako student politechniki odbudowuje Wrocław. Jest początek lat pięćdziesiątych. Za parę lat młody inżynier Reszka rozpocznie pracę w Zakładach Chemicznych Oświęcim - jednej ze sztandarowych budów planu sześcioletniego...