- Zainteresowanie jest bardzo duże. Panowie wydzwaniają, choć punkt dopiero rusza - przekonuje telefonicznie właścicielka jednej z agencji towarzyskich w Bydgoszczy.
<!** Image 3 align=right alt="Image 51839" sub="Panie pracujące przy drodze będą jeszcze trudniejszym celem niż agencje">Oficjalnie w Kujawsko-Pomorskiem działa około trzydziestu agencji towarzyskich. O tylu wie policja. W rzeczywistości może ich być nawet dwa razy tyle. Bo poza klubami nocnymi, gdzie nieoficjalnie wiadomo, że oferowane są usługi seksualne, wiele takich przybytków znajduje się w prywatnych mieszkaniach. Znikają, gdy tylko ich działalność okazuje się oczywista i do tego uciążliwa dla sąsiadów. Tak było, między innymi, w przypadku agencji, która niedawno zniknęła z mieszkania na parterze bloku na bydgoskim Szwederowie. Po kilku miesiącach bojów, które toczyli mieszkańcy z lokatorkami i ich uciążliwymi klientami, przybytek przeniesiono w inne miejsce.
Interes kwitnie
Aga, Anioły, Euforia, Rozkoszne, Szósteczka, Osiemnastolatki całodobowo - to tylko niektóre spośród ofert w gazetach, pod którymi kryją się mniejsze i większe agencje towarzyskie, rzadko indywidualne „praktyki”. Wszystkie mają się dobrze. Interes w nich kwitnie, o czym może świadczyć fakt, że wciąż potrzebują pań i panów do pracy. „Atrakcyjne zatrudnię” ogłasza się jedna z toruńskich agencji. Dzwonimy. Kobieta, z którą rozmawiamy, nie ukrywa, że chodzi o płatny seks. - To praca w agencji towarzyskiej - informuje miły głos. Rozmówczyni nie chce jednak zdradzić szczegółów. Zachęca do przyjazdu. Podaje dokładny adres agencji znajdującej się na toruńskiej Starówce.
<!** reklama left>- Oczywiście, że chodzi o seks - właścicielka bydgoskiej agencji na osiedlu Leśnym w Bydgoszczy jest bardziej rozmowna. O nic nie pyta, ale delikatnie daje do zrozumienia, że też wolałaby zobaczyć, kogo miałaby zatrudnić. - Dyskrecja pełna. Nie ma żadnego problemu. Gwarantujemy. To prywatne mieszkanko, gdzie mają pracować dwie, trzy dziewczyny - kobieta zdradza, że punkt w tej części miasta rozpoczyna działalność i na razie pracuje w nim jedna „dziewczyna”. - Dałam ogłoszenie, że szukam dziewczyn do pracy. Telefon wciąż dzwoni i dzwoni - okazuje się jednak, że na anons najżywiej zareagowali panowie chcący skorzystać z usług „nowej” agencji. - Zainteresowanie panów jest bardzo duże, no, nie spodziewałam się. Dlatego muszę szybko znaleźć jedną albo dwie dziewczyny, bo chętnych mężczyzn coraz więcej - kobieta zapewnia, że płaci 200 zł za godzinę pracy. - To nie są byle jacy panowie. To wyższa półka. Czyści, schludni, dyskretni - słyszymy. Nasza rozmówczyni mówi też o luksusowych warunkach panujących w mieszkaniu i czasie pracy. - Wszystko zależy od dziewczyny. To ona wybiera, kiedy będzie, oczywiście wcześniej muszę wiedzieć, żeby móc umówić. Pracujemy od godziny 10.00 do 22.00. Najlepiej samemu przyjść zobaczyć - właścicielka z osiedla Leśnego nie chce podać dokładnego adresu. - W poniedziałek proszę o telefon. Umówimy się - słyszymy. Takich prywatnych małych „punktów” w Bydgoszczy i Toruniu może być nawet kilkadziesiąt. My tylko wertując ogłoszenia towarzyskie w obu miastach natknęliśmy się na kilkanaście ofert.
Potwierdza to nasz rozmówca, bydgoszczanin korzystający z usług agencji. - W samej tylko Bydgoszczy jest kilka dużych agencji przy klubach nocnych i niezliczona liczba w blokach - słyszymy. Największą wiedzę o agencjach mają taksówkarze. Zarówno w Bydgoszczy jak i w Toruniu kierowcy doskonale są zorientowani, gdzie się one mieszczą. Mówi się także o niepisanej zmowie taksówkarzy z właścicielami agencji. - Oni odpalają taksówkarzom stałą kwotę za to, że przywiozą klienta do nich, a nie do konkurencji. Mnie się to raz zdarzyło. Przez to zapłaciłem za usługę nie 100, a 150 zł - nasz rozmówca twierdzi, że 50 zł od każdego klienta trafi do kieszeni kierowcy.
W Polsce trudno jest udowodnić sutenerstwo. Sama prostytucja nie jest zakazana. Nawet jeśli uda się przyłapać dziewczynę na świadczeniu usług, przed sądem trzeba udowodnić, że pracowała dla kogoś lub u kogoś.
Staruszka lekkich obyczajów
Śledczy przyznają, że do finałów przed sądem dochodzi bardzo rzadko, właśnie z tego powodu. Pamiętają, że w marcu 2005 roku sąd ukarał 71-letnią Mariannę P. Staruszka „dostała” 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata i 5 tys. zł grzywny za to, że świadomie udostępniała pomieszczenia kilku paniom czerpiąc z „działalności” zysk.
