Nic więc dziwnego, że początkowo przyjąłem z radością i entuzjazmem wręcz, zapowiedź podatku bankowego. Ktoś w moim imieniu, przynajmniej, po części, postanowił wymierzyć tej krwiopijczej kwintesencji kapitalizmu sprawiedliwość. Rząd, bo o niego chodzi, procedował więc w moim interesie, co zdarza się rzadko, bo rządy przeważnie działają w imieniu wszystkich, czyli nikogo, szermując pojęciem suwerena, za którym być może zostaną, jak tak dalej pójdzie, rozesłane listy gończe podpisane osobiście przez ministra i prokuratora Ziobrę.
Tym razem zapowiadało się obiecująco, trzymający kasę mieli się podzielić niewielka częścią swoich zysków. Drugie, jeśli nie pierwsze, imię każdego z banków to chciwość, więc na efekty podatkowej inicjatywy gabinetu pani Szydło nie trzeba było długo czekać...

Jako pierwszy opłaty obsługi klientów podniósł bank PKO BP, państwowy i polski, podobno, nie tylko z nazwy. To ten sam, który za usługę wysłania 10 euro za granicę zażądał, od niżej podpisanego, opłaty w wysokości 130 złotych. Sami Państwo widzicie, iż bankowców mogą polubić jedynie socjopaci i to ci, cierpiący na syndrom sztokholmski*.
Po raz kolejny mogę uwierzyć, że rząd PiS-u chciał dobrze, przychodzi mi to coraz trudniej, bo i tym razem wyszło jak zawsze... pieniądze to nie jest specjalność tego gabinetu.
*Syndrom sztokholmski to stan psychiczny, polegający na emocjonalnym uzależnieniu się ofiary od oprawcy.