Bestialstwem napastnika poruszeni są nawet policjanci. Jego ofiara ma zmasakrowaną twarz. Funkcjonariusze zapewniają, że robią wszystko, aby dopaść mężczyznę. Chociaż mąż ofiary ma co do tego wątpliwości...
<!** Image 3 align=none alt="Image 185673" sub="Pan Leon sam stara się ustalić, kto napadł na jego żonę Zofię. Policja twierdzi, że również dużo robi w tej sprawie (Fot.: Dariusz Bloch)">
Bandyta prawdopodobnie wypatrzył swoją ofiarę w banku. Wysiadł za nią na przystanku nieopodal ul. Bora-Komorowskiego.
Jeszcze minuta, a kobieta weszłaby do swojej klatki schodowej. Mężczyzna podbiegł do niej. Złapał za ubranie. Kobieta upadła na chodnik. Chyba straciła przytomność i... torebkę, w której miała wypłacone z banku kilka tysięcy złotych.
Do napadu doszło we wtorek, 14 lutego. Pani Zofia przebywa wciąż w szpitalu. Przeszła operację. Lekarze wstawili metalową płytkę w miejsce kości. Kobieta pokazuje okolice oka. Spod bandaży widać fioletową skórę twarzy. Z trudem widzi przez opuchliznę.
- Nie mogę opowiadać o napadzie - jej ręce bezsilnie opadają na łóżko.
Jej mąż pan Leon, z trudem panuje nad emocjami. Nie dowierza policjantom. Sam zaczął szukać sprawcy. - Świadkowie wskazywali, gdzie napastnik uciekł, ale policjanci tam nie ruszyli. Dotarłem do kierowcy autobusu, twierdził, że zakapturzony mężczyzna, odpowiadający rysopisowi, wsiadł do autobusu. Chciałem zdobyć nagranie, ale w MZK zapytali, na jakiej podstawie mają mi je wydać. Poszedłem do dzielnicowego i powiedziałem, że trzeba szukać świadków tego zdarzenia, ale usłyszałem, że on nie jest od tego... - twierdzi pan Leon.
<!** reklama>Złożył więc skargę do komendanta wojewódzkiego policji. Domagał się, aby sprawca był poszukiwany bardziej energicznie. - Mąż bardzo przeżywa tę sytuację. Jestem w stałym kontakcie z policjantami. Zaoferowali mi nawet pomoc psychologa. Wierzę, że są już blisko złapania sprawcy. Wyglądał na osiemnastolatka. Jak wyrywał mi torebkę, zdążyłam jeszcze krzyknąć: - Ty gnoju! - opowiada pokrzywdzona kobieta.
Policja zapewnia, że robi wszystko, by dopaść bandytę. - Natychmiast podjęto działania. Udział w nich brali nie tylko fordońscy policjanci, ale z całego miasta. Dotarli do kilkunastu osób. Zarzut o braku świadków jest bezpodstawny. O szczegółach jednak nie mogę dla dobra sprawy powiedzieć - tłumaczy Maciej Daszkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.