[break]
Problem jest znany od co najmniej początku tego roku. To wtedy weszła w życie ustawa antyhazardowa. Wynika z niej tyle, że automaty do gier, zwane popularnie jednorękimi bandytami legalnie mogą działać wyłącznie w kasynach gry. Ustawianie ich i wykorzystywanie w innych miejscach jest zwyczajnym łamaniem prawa.
Mają to gdzieś
Problem polega na tym, że zapisami ustawy ci, którzy decydują się na czerpanie zysków z automatów, niewiele się przejmują. Nielegalne punkty zaczęły się pojawiać m.in. w Fordonie i na Bartodziejach - np. u zbiegu Skłodowskiej-Curie i Bałtyckiej. Punkty to małe budki albo obskurne, tanie lokale. Są otwarte najczęściej całą dobę - wewnątrz nie ma obsługi, ale jest bardzo rozbudowany monitoring.
PRZECZYTAJ:http://express.bydgoski.pl/344787,Zaczynam-watpic.html
- Okazuje się, że korzystanie z automatów jest bardzo dochodowym, ale nielegalnym interesem - mówi Mariusz Ziarnowski, rzecznik Izby Celnej w Toruniu. - Używany automat kosztuje około 2 tysięcy złotych. Jest całkiem możliwe, że w odpowiednim punkcie, dobrym miejscu, ta kwota zwraca się w ciągu tygodnia.
Po gorzale...
Miejsca, w których stają automaty, łatwo znaleźć. Zwykle są przy sklepach z alkoholem albo tam, gdzie można złapać potencjalnych klientów - na przykład przy agencjach towarzyskich. Lokale te reklamują się banerami o treści zupełnie nic niemówiącej treści, np. „Real Golden”, a nad większością świeci napis „Open 24 hours” - „Otwarte 24 godziny”.
- Od wielu lat mamy w Unii Europejskiej obrót bezcłowy, więc sprowadzenie używanej maszyny z Niemiec albo Czech nie jest żadnym problemem - mówi rzecznik toruńskiej Izby Celnej. - Kiedy jednak uruchamia się urządzenie w miejscu publicznym, dochodzi do łamania prawa, a po drugie - jest to działanie na szkodę krajowych wytwórców takich maszyn.
Kilka dobrych tygodni temu namierzyliśmy kilka punktów z nielegalnymi automatami - były w centrum miasta - u zbiegu ul. Gdańskiej i Śniadeckich, Fredry i Dworcowej. W ciągu tygodnia celnicy zrobili naloty na te punkty. Po mniej więcej dwudziestu dniach maszyny pojawiły się ponownie. - Proszę nie mieć do nas pretensji, to proceder obserwowany przez nas od dawna. Oczywiście ponawiamy te akcje... - mówi Mariusz Ziarnowski. - Nie możemy powiedzieć, że obecne przepisy są złe, bo to nie jest nasza rola. Mamy określone zapisy ustawy i z niej korzystamy. Tyle że część działań związanych z automatami przekracza nasze kompetencje. Powinny się tym zająć policja albo Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, bo pieniądze, które hazardziści zostawiają w maszynach trafiają później - według naszych informacji - do grup przestępczych.
Końca nie ma
Tylko przez pół roku 2014 celnicy w całej Polsce skonfiskowali prawie 4,5 tysiąca maszyn służących do gier hazardowych. A w całym 2013 roku w kraju skonfiskowano blisko 6 tysięcy takich maszyn. Do czasu, gdy zmieniło się prawo, mogły działać tylko maszyny zarejestrowane przed 2009 roku - głównie używane automaty, sprowadzane z Niemiec i innych krajów zachodniej Europy.
Ustawa antyhazardowa miała zakończyć istnienie „jednorękich bandytów” w barach, na stacjach benzynowych i w innych tego typu miejscach.
W lipcu 2012 roku Europejski Trybunał Sprawiedliwości stwierdził, że zakaz wymaga wcześniejszego przedstawienia go Komisji Europejskiej, czego rząd premiera Donalda Tuska nie zrobił.
Wykorzystali to właściciele „bandytów”, którzy zaczęli masowo wstawiać automaty, gdzie się da.