Takiej sensacji w Świedziebni nie było od stu lat. Goła baba na ulicy! - wrzeszczały dzieci. - Nietrzeźwy za kierownicą - ogłosił przez radio oficer dyżurny policji z Brodnicy. A rozbawiona gawiedź biła pijanej parze brawo.
<!** Image 2 align=left alt="Image 1472" >W Świedziebni, na krańcach województwa kujawsko-pomorskiego w powiecie brodnickim, skandal obyczajowy mógł przydarzyć się tylko gościom lokalu „Boss”. Zdarzało się, że któraś z miejscowych dziewczyn zdjęła po pijanemu bluzkę albo jakaś para oddawała się namiętności w pobliskich krzakach. Nikt na to zbytnio się nie oburzał, nawet ksiądz dobrodziej. Za to wydarzenia, które rozegrały się na drogach Świedziebni w niedzielę 19 czerwca, pedagogów oburzyły. Mieszkańców wsi nie - ci, którzy teatru nie widzieli, żałują tego do dziś.
Człowiek lasu
Zaczęło się od pierwszego piwka. Jerzy S. z pobliskiego Okalewa, pracownik Lasów Państwowych, uśmiechnął się, słysząc syknięcie otwieranego kapsla. W swojej wsi znany jest z tego, że za kołnierz nie wylewa, a kiedy ma tylko okazję wlać sobie do gardła, to robi to z uśmiechem.
- Wiadomo, człowiek lasu ma swoje nawyki - twierdzi jeden z sąsiadów 41-letniego Jerzego S. - W lesie można wypić więcej. Świeże powietrze, natura, ptaszki śpiewają, żona nad uchem nie skrzeczy. Chłop w lesie do dobrego szybko się przyzwyczaja.
Umoczył usta
Ile piwek Jerzy S. wypił w tamto niedzielne popołudnie, wie tylko on sam. Kiedy około godz. 20 zatrzymywała go policja, jak każdy pijany twierdził, że w zasadzie umoczył tylko usta w alkoholu. I spokojnie mógłby prowadzić samochód nawet do Berlina. Gdyby jednak zechciał do stolicy Niemiec dojechać z taką prędkością, z jaką jeździł po Świedziebni, może za parę dni by tam dotarł.
- Obojętnie, co by o tym chłopie nie mówić, to na pewno nie jest to człowiek, który chciałby skrzywdzić bliźniego - twierdzi kolega z pracy Jerzego S. - Dlatego po pijanemu jeździł wolniej, żeby nic się nie stało.
19 czerwca nie był jednak w stanie uniknąć kolizji, jeżdżąc nawet na pierwszym biegu. Próbując zawrócić, nie zmieścił się na zakręcie i zahaczył o kamień położony na poboczu. Na to jednak nikt w Świedziebni uwagi nie zwrócił. Ani też nie zamierzał powiadamiać policji.
Biegała naga
- Byłem tego dnia na urlopie, kiedy do mojego domu przybiegły dzieci i powiedziały mi, że przed pawilonem po ulicy biega zupełnie naga kobieta - mówi Mariusz Senkowski, policjant ze Świedziebni. - Ustaliłem też, że przyjechała ona samochodem kierowcy, który wyglądał na nietrzeźwego. Nie chciałem interweniować osobiście, więc powiadomiłem telefonicznie oficera dyżurnego.
Zanim jednak przyjechał radiowóz, przed jedynym w Świedziebni pawilonem handlowym zabrała się gromada gapiów. Najpierw oglądali to, co działo się w samochodzie z dwojgiem pijanych ludzi w środku.
<!** Image 3 align=right alt="Image 1473" >- Oj, było na co popatrzeć - uśmiechają się miejscowi bezrobotni rolnicy, popijający tanie wino za remizą strażacką. - Może ona nie miała kształtów miss Polski, ale i tak miło było na to i owo zerknąć. Zwłaszcza, że nie była bezczynna...
W pewnym momencie Jerzy S. postanowił pozbyć się z auta pasażerki. Otworzył drzwi i nogą wypchnął ją na chodnik. Wciąż pamiętał, że po pijanemu szybko jeździć nie wolno, więc w stronę pobliskiego Osieka jechał powolutku. Rozebrana do rosołu pasażerka biegła za nim krzycząc: - Jurek, nie zostawiaj mnie, Jurek! Kierowca się zlitował. Zatrzymał auto. Wysiadł i uniósł wskazujący palec. - Teraz będziesz pić! - oświadczył tubalnym głosem.
Widownia klaskała
Złapał kobietę za twarz, otworzył jej usta i wlał jej kilka łyków piwa. Widownia biła brawo. Pijana para znów zamknęła się w samochodzie. Odjechali kilkadziesiąt metrów i zaparkowali pod sklepem. Tam doszło pomiędzy nimi do kolejnej sprzeczki i tym razem to kobieta próbowała porzucić swojego towarzysza. Rzuciła się do ucieczki w stronę Brodnicy.
- No masz, dostaniesz jeszcze trochę - pokrzykiwał do niej przez otwartą szybę kierowca audi i pokazywał jej butelkę piwa. Chwilę później do Świedziebni zajechał patrol policji z posterunku w Osieku. Dwaj policjanci dziarsko przystąpili do czynności służbowych. Zatrzymali pojazd kierowany przez nietrzeźwego, który - jak się okazało, miał 2,2 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.
Zawstydzona pasażerka okryła się marynarką kierowcy.
- Policjanci z Osieka byli wyraźnie podnieceni tym, co u nas zastali - twierdzą mieszkańcy Świedziebni. - W końcu jak często mogą całkiem legalnie wozić w radiowozie gołą babę?
Kierownik posterunku w Osieku nie chciał z nami rozmawiać na temat interwencji w Świedziebni ani o dalszych losach nagiej pasażerki audi.
- Samochód nietrzeźwego kierowcy trafił na parking policji w Brodnicy - mówi Agnieszka Wiśniewska, pełniąca obowiązki rzecznika prasowego policji w Brodnicy. - Mężczyźnie został przedstawiony zarzut prowadzenia samochodu pod wpływem alkoholu, za co odpowie przed sądem. Nie przewidujemy wyciągnięcia konsekwencji wobec nietrzeźwej pasażerki jego auta.
Wstyd dla rodziny
W Okalewie, rodzinnej wsi Jerzego S., o jego występie w Świedziebni nie wszyscy dowiedzieli się od razu. Jedynie najbliżsi sąsiedzi usłyszeli o wszystkim już następnego dnia.
- Po pijaku człowiek robi różne rzeczy, wszystko się może zdarzyć - twierdzą sąsiedzi Jerzego S. Bywa nawet, że człowiek zesika się. Kiedy robi się obciach sobie samemu, to nie ma jeszcze dramatu. Ale w tym przypadku wstyd spadł na całą rodzinę. Jak mają się czuć jego dzieciaki? Przecież teraz już zawsze będą słyszeć od rówieśników, że ich ojciec jeździł po Świedziebni z jakąś gołą babą.
Zabrakło słów
Dom rodziny S. położony jest na skraju Okalewa. Ogród jest zadbany, wokół domu posprzątane. Drzwi otwiera niewysoka kobieta z podkrążonymi oczyma.
- Męża nie ma w domu, wyjechał do matki, do Człuchowa - stwierdza żona Jerzego S., która ma siniaka na ramieniu i nie chce powiedzieć wprost, skąd się tam wziął. - Czy zdarzało się to wcześniej? Owszem, miał różne wyskoki, ale to, co stało się w niedzielę, to już przesada. Brakuje mi słów.
W domu rodziny S. jest też akurat kurator sądowa. Na widok dziennikarzy zdenerwowana wybiega przed dom.
- To jest bardzo przykra sprawa rodzinna. W tym domu nikomu nie jest do śmiechu - stwierdza pani kurator i natychmiast wraca do domu. Żona Jerzego S. wchodzi za nią ze spuszczoną głową. To ona biegła nago po Świedziebni.