Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"žMy tu gnijemy, a oni na wolności"

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
- Wypuścić - zdecydował brodnicki sąd, choć prokurator wnioskował o areszt. Trzech młodzieńców, którzy pobili i podpalili dwóch mężczyzn w Świedziebni, wróciło do domów. - Tu pachnie linczem - słychać we wsi.

- Wypuścić - zdecydował brodnicki sąd, choć prokurator wnioskował o areszt. Trzech młodzieńców, którzy pobili i podpalili dwóch mężczyzn w Świedziebni, wróciło do domów. - Tu pachnie linczem - słychać we wsi.

<!** Image 2 align=right alt="Image 132203" sub="Honorata G. nie rozumie, co wstąpiło w jej syna i jego dwóch kolegów. / Zdjęcia: Miłosz Sałaciński">Po pierwsze, strach. - Bo nie wiadomo, co takim zwyrodnialcom wpadnie do łba. Nie chcę, żeby mi chałupę puścili z dymem - gospodarz z Szynkówka (gm. Świedziebnia) zaciska ręce na widłach.

Po drugie, oburzenie. - Nie rozumiem, jak sąd mógł ich puścić wolno - mówi kobieta stojąca przy drodze.

Po trzecie, chęć odwetu. - Gdybym rodziny nie powstrzymał, nie wiem, do czego by doszło - twierdzi Grzegorz Wadkowski, jeden z podpalonych. Ma dwóch synów w wieku 19 i 17 lat. Obok, na szpitalnym łóżku w Brodnicy leży Jan Kulwicki, drugi z poszkodowanych. - My tu gnijemy, a oni chodzą wolno - mówi.

Oblali, podpalili i skopali

To był piątkowy wieczór, 4 września. Pili jak zwykle w parku. Potem - za sklepem w Świedziebni. Wadkowski: 43 lata, ojciec dwóch synów i dwóch córek, bezrobotny mieszkaniec Dzierżna. Kulwicki: 49 lat, kawaler, właściciel niewielkiego gospospodarstwa w Janowie. Razem z nimi Piotr J., brat cioteczny Wadkowskiego: bywalec kilku zakładów karnych.

<!** reklama>- Co piliśmy? Ano, po kolei. Piwa, litrowe wina i „brandki”. Czyli denaturat - objaśnia Jan Kulwicki. - Piliśmy, aż się obaliliśmy.

<!** Image 3 align=left alt="Image 132203" sub="Na zdjęciach: Grzegorz Wadkowski
i Jan Kulwicki (poniżej). Obaj mężczyźni są poważnie poparzeni, leżą w brodnickim szpitalu.">Piotr J. ruszył po kolejne trunki i w ten sposób uniknął losu kompanów. Około godz. 23 do akcji wkroczyli młodzi, czyli Marcin G., Krystian S. i Marcin S. Wszyscy w wieku od 17 do 21 lat, wszyscy pijani. Starszych oblali denaturatem i podpalili. Mierzyli precyzyjnie: w genitalia. Jana Kulwickiego jeszcze skopali. Tak mocno, że naruszyli mu żebra.

Nie wiadomo, jak skończyłby się ten horror, gdyby nie policjanci. Wracali po służbie do domu. Zauważyli wybiegających zza sklepu młodzieńców i poszli sprawdzić, co się dzieje. Do zwijających się z bólu mężczyzn wezwali pogotowie. Oprawców zatrzymali. Ci przyznali się do winy. Usłyszeli zarzuty: za pobicie oraz uszkodzenie ciała grozi im do pięciu lat więzienia.

Sąd Rejonowy w Brodnicy nie przychylił się jednak do wniosku prokuratora o areszt. Zdecydował, że napastnicy mogą wrócić do domów. Zaważyła perspektywa stosunkowo niskiej kary i brak obaw o matactwo. W poniedziałek młodzi byli już we wsi.

<!** Image 4 align=right alt="Image 132203" sub="Jan Kulwicki cierpi podwójnie - napastnicy skopali go tak mocno, że naruszyli żebra">Rodzina Krystiana S. ma gospodarstwo w Świedziebni. Dom solidny, obejście też. Matka ubrana na czarno.

- Syna nie ma domu - twierdzi. Momentalnie w jej oczach pojawiają się łzy. - Chłopak dobry był, ale się zepsuł. Studiuje zarządzanie w brodnickiej filii łódzkiej uczelni.

Matka nie ma wątpliwości: wszystko przez to złe towarzystwo, w które wpadł. - O tej porze w ogóle nie powinien być pod sklepem - płacze. - Mówił mi, że tylko bił, nie podpalał. Przeciwny był temu, protestował. Można powiedzieć, że życie chłopom uratował...

Jeden przeprosił

Jan Kulwicki i Grzegorz Wadkowski nie pamiętają zbyt dokładnie, kto co im robił. Leżą w łóżkach, cierpią. A student był u nich w szpitalu. Pokręcił się trochę, podreptał w miejscu. W końcu powiedział, że przeprasza.

Kilka minut jazdy samochodem i słuchamy drugiej płaczącej kobiety. To Honorata G., matka Marcina. W ubogiej chacinie w Księtem mieszka z czwórką dzieci. Miała męża, ale niezbyt udanego.

<!** Image 5 align=left alt="Image 132203" sub="- Gdybym wtedy nie pojechał po flaszkę, też by mnie podpalili - mówi Piotr J. (po prawej). Nie wiedział, że z jednym ze sprawców przesiedział noc w celi.">- Pił i bił mnie. Kilka lat temu utopił się o, tam, w strudze - pokazuje Honorata G. Potem utopiło się jej dziecko. A później było i jest już tylko źle. Bo opieka społeczna nie daje tyle, ile kobieta by potrzebowała, a dzieci rosną. Jeść wołają, ubrać je trzeba, do szkół wyprawić.

Pani Honoracie serce się kraje, gdy wspomni o Marcinie. - We wsi na niego najbardziej „jadą”, obarczają winą całkowitą, jakby był jakimś diabłem wcielonym. A winę trzeba rozłożyć na wszystkich trzech - uważa. - Wieczorem dopiero do sklepu idę po zakupy. Bo za dnia wstyd się pokazać. A nocami nie mogę spać. A jak już zasnę, to śni mi się, że syna do więźnia zabierają...

Trzeci sprawca to... siostrzeniec Jana Kulwickiego. - Poprzedniego dnia jeszcze u nich byłem i razem piliśmy piwo - Kulwicki zarzeka się, że konfliktu między nimi nie było. Ale ludzie we wsi mówią o sprzeczkach.

Gdybym wiedział, udusiłbym!

Grzegorz Wadkowski i Jan Kulwicki mają poparzone ok. 30 procent skóry, głównie okolice podbrzusza. Mieszkańcy gminy szczerze im współczują. Nie można jednak stwierdzić, by ofiary napadu cieszyły się wcześniej jakimś szczególnym szacunkiem. To samo dotyczy Piotra J., którego stałym zajęciem jest wystawanie pod którymś ze sklepów w stanie wiadomym.

Nie inaczej jest w sobotę, 12 września, kiedy go spotykamy. Nie minęło jeszcze południe, a alkoholowy odór czuć od niego z odległości kilku metrów. Mężczyźnie trudno utrzymać pion, ale cały czas myśli o zdobyciu kilku złotych. Nie zamierza niczego robić za darmo. Pokierowanie dziennikarzy do któregoś z domów ma swoją cenę. Trzeba dać przynajmniej na kolejnego browarka.

Tamtego ognistego wieczoru też się zaprawił. Po kolejną dawkę alkoholu ruszył na rowerze, mając ponad dwa promile alkoholu we krwi. Zatrzymany przez policję trafił do policyjnej izby zatrzymań. Tu dokooptowano mu młodego kompana, który twierdził, że nie wie, za co siedzi. Dopiero nazajutrz Piotr J. dowiedział się, że noc spędził z jednym z podpalaczy.

- Ja pierniczę! Gdybym wiedział, udusiłbym nie patrząc na kamery - mówi dziś Piotr J.

Na wsi żarty z pijanych to pewnego rodzaju tradycja. Można związać sznurowadła, a nawet nogi przymocować do drzewa. Jak chłop umiaru nie zna, niech ma nauczkę. To się akceptuje. Ale oblać kogoś denaturatem i podpalić? - To już nie mieści się w głowie. To zwyrodnialstwo! - oceniają mieszkańcy Świedziebni.

Stoimy na podwórzu jednego z gospodarstw. Rolnicy nie chcą, by w gazecie pojawiły się ich nazwiska. Po co im kłopot, narażanie się?

- Wy odjedziecie, a my zostaniemy tu z tymi bestiami - zauważa czterdziestolatka w kwiecistym fartuchu. Starszy mężczyzna w czapce z daszkiem mówi zaś wprost: - Skoro sąd ich puścił wolno, to znaczy, że sprawiedliwości nie ma. Ja bym im zrobił to samo, co oni uczynili. Jaja podpalił i już!

* * *

Prokurator złożył zażalenie na decyzję Sądu Rejonowego w Brodnicy, odmawiającą aresztowania podpalaczy. 7 października rozpatrzy je Sąd Okręgowy w Toruniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!