https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Skandal w pogotowiu ratunkowym!

Grażyna Ostropolska
Przestępstwa w czasie wolnym od pracy da się połączyć z zawodem pielęgniarza „erki”. To nie żart! Można jeździć w zespole karetki reanimacyjnej i w tym czasie kolekcjonować... karne wyroki.

Przestępstwa w czasie wolnym od pracy da się połączyć z zawodem pielęgniarza „erki”. To nie żart! Można jeździć w zespole karetki reanimacyjnej i w tym czasie kolekcjonować... karne wyroki.

<!** Image 2 align=none alt="Image 175313" sub="Andrzej Kaniecki jest przekonany, że w „Dzienniku pracy pogotowia” sfałszowano wpisy, związane ze śmiercią jego syna
Fot. Tadeusz Pawłowski">

Bez obawy, że nas zwolnią, i pod warunkiem, że przestępstwa będziemy popełniać poza godzinami i miejscem pracy. Tak myślą i praktykują niektórzy w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy, a co ciekawe: kierownictwo tej stacji nie zamierza się z tym kryć. Przekonaliśmy się o tym wczoraj, pytając: - Jak to możliwe, że Leszek S. - pielęgniarz z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego z trzema wyrokami na koncie: za paserstwo, składanie fałszywych zeznań i udział w korupcyjnej aferze wciąż jeździ reanimacyjną karetką? - Pan dyrektor nie widzi powodów do zwolnienia Leszka S., bo przestępstw, za które go skazano, dopuścił się poza miejscem i godzinami pracy. Nie było też żadnych skarg na pracę tego pielęgniarza w pogotowiu - takie stanowisko szefa WSPR, Jana Rzepeckiego, przekazuje nam kierownik działu usług medycznych, dr Tadeusz Stępień.

Jesteśmy w szoku. Nie tylko my. W Okręgowej Izbie Pielęgniarek i Położnych, gdzie toczy się (w sprawie Leszka S.) postępowanie przed rzecznikiem odpowiedzialności zawodowej, nikt nie ma wątpliwości, że pielęgniarz to zawód zaufania publicznego. Ktoś, kto jeździ erką do wypadków oraz domów osób niedołężnych i samotnych, musi być szczególnie godzien zaufania i na wskroś uczciwy, a tego o pielęgniarzu Leszku S. powiedzieć się nie da. To on...

był w zespole „pijanej erki”,

która w nocy 1 listopada 1997 roku przyjechała do wypadku drogowego w Strzyżawie. Zginął tam 19-letni Dawid Kaniecki. Świadkowie twierdzili, że chłopak jeszcze żył, gdy chwiejący się na nogach lekarz Dariusz Z. (2,2 promila we krwi) i asystujący mu pielęgniarz Leszek S. (0,86 promila) stwierdzili zgon i wystraszeni okrzykami świadków: „Ten lekarz jest pijany”, odjechali. O tym, jak za pijanego lekarza i pielęgniarza na badania alkomatem stawili się ich koledzy z innej karetki pogotowia i jak mataczono, by to ukryć, pisaliśmy w kwietniowym magazynie w publikacji: „Czy Dawid mógł żyć?”. Ukazaliśmy tam cierniową drogę Andrzeja Kanieckiego, ojca Dawida, który od 14 lat walczy, by poznać prawdę o śmierci syna i depcze po piętach tym, którzy ją skrywają.

<!** reklama>

Leszek S. i Dariusz Z. dostali wtedy wyroki z zawieszeniu (za nakłanianie i składanie fałszywych zeznań). Lekarza usunięto z wojskowego szpitala, a pielęgniarz w pogotowiu pozostał. Rok później jego konto wzbogaciło się o...

kolejny wyrok: za paserstwo

Wraz z Jackiem P. - właścicielem parkingu pod Bydgoszczą „nabył” (bez umowy i dokumentów) kradzione renault na niemieckich tablicach, które rozłożono na części. Przestępstw dopuszczał się po godzinach pracy, więc i za to go z pogotowia nie zwolniono. Stare wyroki uległy zatarciu i pewnie byśmy o nich nie wspomnieli, gdyby nie kolejny kwiatek w przestępczej kolekcji pielęgniarza. 15 lutego br. Leszka S. skazano za udział w aferze korupcyjnej. Pośredniczył między pacjentami a lekarzem Januszem G., wystawiającym lewe zaświadczenia lekarskie. Obaj nie robili tego za darmo i od dawna się znali. Andrzej Kaniecki ma dowód na ich współpracę sprzed 14 lat. - Wtedy pijany Leszek S. tłumaczył śledczym, że nie mógł pojechać na badanie alkomatem, bo miał w pogotowiu 82-letnią pacjentkę - wspomina Kaniecki. - Okazało się, że to lipa! Podstawił dane babci swojego kolegi z „erki”, a gdy sąd chciał ją przesłuchać, dostał zaświadczenie o jej chorobie, wystawione przez Janusza G., tego samego, który ma wyrok za wystawianie lewych zaświadczeń.

Andrzej Kaniecki jest przekonany, że w „Dzienniku pracy pogotowia” sfałszowano wpisy, związane ze śmiercią jego syna. Chce do nich zajrzeć, dyrektor WSPR mu odmawia, więc za Kanieckim wstawia się Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu. Prokurator Andrzej Haładyn wysyła do dyrektora Jana Rzepeckiego pismo z przypomnieniem, że Andrzej Kaniecki, jako pokrzywdzony, ma prawo wglądu w dokumenty dotyczące śmierci jego syna. Rzepecki nie wyraża zgody. „Prośba prokuratora nie zwalnia mnie z obowiązku przestrzegania praw pacjenta” - odpisuje.

- To skandal! - ocenia zachowanie dyrektora WSPR prokurator Marzena Drążewska z PR Bydgoszcz- Północ. - Przecież Andrzej Kaniecki to pokrzywdzony, który wszedł w prawa zmarłego syna i dyrektor pogotowia musi mu okazać dokumenty, związane z jego śmiercią - twierdzi.

Nadzór nad WSPR sprawuje Urząd Marszałkowski. Pytamy dyrektora Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego, Piotra Kryna, co myśli o zatrudnieniu pielęgniarza z trzema wyrokami na koncie.- O ile wiem, sąd nie zakazał Leszkowi S. wykonywania zawodu ratownika medycznego - odpowiada i przypomina, że WSPR ma osobowość prawną, a jej kierownictwo... autonomię.

Do tematu wrócimy.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski