Było biednie, ale nikt nie podejrzewał, że w kamienicy przy
ul. Toruńskiej może dojść do takiej tragedii. Gdy sąsiedzi i znajomi mówią o
Natalii S. wyłania się obraz miłej i spokojnej dziewczyny. Co więc musiał się
stać, że 21-latka udusiła półtorarocznego Filipka?
<!** Image 2 align=middle alt="Image 208836" sub="Sąsiedzi wciąż nie mogą uwierzyć w to, co się stało w kamienicy przy ulicy Toruńskiej.">- Mamy swoją „mamę Madzi” - zauważa jeden z internautów i te
słowa przytaczamy wiceszefowi inowrocławskiej prokuratury, Sławomirowi
Głuszkowi, który wyraźnie się irytuje. - Nie można tego porównywać. To jest
zupełnie inna sytuacja – komentuje.
Ale policjanci, z którymi rozmawiamy zauważają, że
zbieżności byłoby więcej, gdyby 21-letnia kobieta miała więcej czasu na
wymyślanie kłamstw. Szczęście w tym całym nieszczęściu, że nie miała.
Nie wiadomo jeszcze, co dokładnie zdarzyło się w mieszkaniu
na drugim piętrze kamienicy obok „Biedronki” na osiedlu Toruńskim. W nocy z
wtorku na środę na patrolujących ulice funkcjonariuszy miał podbiec mężczyzna,
jak się później okazało 31-letni ojciec chłopca.
<!** reklama>- Dostał SMS-a, że z jego synem coś się stało. Ruszył na
ulicę i natknął się na patrol. Funkcjonariusze podjęli działania i pojawili się
natychmiast w kamienicy – mówi nieoficjalnie jeden ze stróżów prawa.
W mieszkaniu znaleziono zwłoki chłopca. Już nie żył. Na szyi
miał wyraźne ślady obrażeń. - To był zadbany chłopiec, czysty, ładnie ubrany.
Rodzina też była spokojna. Tego dnia nic nie słyszałam – mówi jedna z sąsiadek.
My dowiedzieliśmy się, że jedyne interwencje policji, jakie
miały tam miejsce, dotyczyły ojca dobijającego się do drzwi. 31-letni mężczyzna
nie mieszkał bowiem z matką Filipa na stałe, a jedynie pomieszkiwał. Dziewczyna
mieszkanie dzieliła z babcią.
<!** Image 3 align=middle alt="Image 208836" >Żółta kamienica, w której doszło do tragedii z zewnątrz
prezentuje się bardzo ładnie. Wszystko zmienia się, kiedy od podwórza wchodzimy
do środka. Ściany pobazgrane napisami, pełno śmieci i wszechobecny smród.
Pukamy do drzwi mieszkania, gdzie zmarł chłopiec. Nikt nie
otwiera. Na lince przed drzwiami suszą się ubranka Filipka. - Nie chce mi się
wierzyć, że ona coś takiego mogła zrobić – wzdycha sąsiadka.
W rodzinie Natalii się nie przelewało. Mieszkała z babcią,
bo jej rodzice wyjechali na Cypr i ślad po nich zaginął. Dzieciństwo spędziła w
domu dziecka. - Miała dobrą opinię. Nikt się na nią nie skarżył – słyszymy od
jednej z opiekunek.
<!** Image 4 align=middle alt="Image 208836" >Być może trauma z przeszłości spowodowała, że dziewczyna
odmawiała oddania synka do adopcji, a miała takie propozycje. Kiedy w jej
mieszkaniu pojawili się stróże prawa, bardzo szybko przyznała się, że udusiła
chłopca szalikiem. - Może by kluczyła, gdyby nie to, że patrol pojawił się tam
tak szybko – mówi jeden ze śledczych.
W czwartek
kobieta składała kilka godzin wyjaśnienia. Dzień później zapadła decyzja o jej
aresztowaniu na 3 miesiące. - Zabezpieczono odzież chłopczyka i matki dziecka.
W pewnym sensie kobieta żałuje, że to zrobiła – mówi inowrocławski prokurator, Sławomir
Głuszek.
Nie są na
razie znane motywy, które popchnęły Natalię S. do zbrodni. Jedną z głównych
hipotez są kwestie ekonomiczne, bo w domu dziewczyny mieszkającej ze swoją
babcią i niepracującej dziewczyny się nie przelewało. Prokuratura informuje
jednocześnie, że bierze pod uwagę także inne czynniki.
Całkiem
prawdopodobne, że proces dzieciobójczyni rozpocznie się jeszcze w tym roku. Już
w dniu zatrzymania śledczy informowali nas nieoficjalnie, że materiał dowodowy
wydaje się mocny, a to spowoduje, że przygotowanie aktu oskarżenia nie będzie
tak czasochłonną kwestią, jak w innych tego typu sprawach. Przeszkodą mogą być
jedynie badania psychiatryczne, którym zostanie poddana kobieta, a które często
są ponawiane, jeśli nie dają jednoznacznego wyniku. Natalii S. grozi 25 lat więzienia,
lub nawet dożywocie.