- Przed nami Rosso, koszmar podróżników. Jeśli uda sie nam ja pokonać,będzie już z górki - napisał w ostatniej relacji Grzegorz Wałęsa, bydgoski psycholog, który wiezie leki do afrykańskich szpitali.
<!** Image 2 alt="Image 163805" sub="Zwrotnik Raka okazał się punktem zwrotnym. Od tego momentu można było zamienić polary na T-shirty
Fot. Paweł Dyllus">
Z Bydgoszczy wyruszył 17 grudnia. Stary mercedes zapakowany był lekami i innymi środkami medycznymi. W ich zebraniu pomógł mu wojskowy szpital kliniczny. Tam na co dzień pracuje, ale jego pasją są podróże. Przez pół roku przygotowywał wraz katowickimi znajomymi podróż do szpitali w Senegalu i Gambii. W wytypowaniu placówek pomogły polskie zakonnice. Do przejechania mają 8 tys. km. Na razie bez przeszkód pokonali zaśnieżoną Europę. Przybili do skąpanej w deszczu Afryki. Po przejeździe przez góry Atlasu Wysokiego i wizytach u marokańskich przyjaciół w Warzazacie i Tifnicie minęli zwrotnik Raka. - Od razu zrobiło się cieplej. Do tej pory chodziliśmy ubrani w kurtki i polary, a nie tego spodziewaliśmy się po podróży przez Afrykę. Od Sahary Zachodniej już tylko koszulki i szorty - napisał w liście Wałęsa. Jak na razie stare „merce” sprawują się dobrze. Nie mają z nimi problemów, ale za to regularnie naprawiają opony. Wybrali mercedesy, bowiem te auta są najpopularniejsze na afrykańskich bezdrożach. Pokonali granicę dzielącą Maroko i Mauretanię. Dodają, że dziwaczną, bo przez 4 km pokonuje się saharyjskie pustkowia, usiane wrakami spalonych samochodów. Tak dotarli do portowego Noadchibou, gdzie gościli u Lucyny Fikowskiej - jedynej Polki, mieszkającej na stałe w Mauretanii. Żyje tam i pracuje od 27 lat. Większość jej rodziny mieszka w Bydgoszczy.
<!** reklama>- U pani Lucyny spędziliśmy dwa dni, w tym ostatni dzień świat i poczuliśmy sie jak na polskiej ziemi. W jej domu spotkaliśmy Mulaya - kapitana portu handlowego w Noadchibou, który zaskoczył nas świetną znajomością języka polskiego - relacjonuje podróżnik. - Na przełomie lat 70. i 80. kapitan Mulaya studiował w Szkole Morskiej w Gdyni. Polska mentalność uczyniła go jednym z największych przyjaciół pani Lucyny w Mauretanii. Następna relacja już z Gambii. Poczynania uczestników „Africa Charity Expedition 2010” można śledzić też na portalu Facebook.pl.