- Byłem na Borneo, w Indochinach, Malezji, Singapurze, Indiach i w Ghanie. Wspinałem się w Pirenejach. Przeszedłem całe Tatry - mówi Grzegorz Pilarski, podróżnik z Nakła.
<!** Image 2 align=none alt="Image 168117" sub="Na szlaku drugiej azjatyckiej wyprawy znalazła się Kambodża, na zdjęciu - Grzegorz Pilarski w pływającej wiosce Tonle Sap. Fot. Archiwum Grzegorza Pilarskiego">Co człowieka tak nosi po świecie?
Marzenia, którym trzeba pomóc w spełnieniu. W liceum, po obejrzeniu programów i filmów o Afryce byłem nią zafascynowany. Chciałem tam jechać, podróżować, ale szybko wydało mi się to nierealne i na kilka lat o tym zapomniałem. Aż zdarzyło się coś, co całkowicie odmieniło moje życie.
To był najważniejszy dzień
w życiu?
Na pewno przełomowy. Kończyłem studia i myślałem, że będę pracował w jakimś laboratorium, albo biurze. Pewnego dnia zadzwonił jednak kolega i zaproponował pracę przy sadzeniu lasu, przy której poznałem Asię i Mariana, od lat wędrujących po świecie. Słuchałem ich opowieści, które obudziły we mnie głód poznania tego świata.
Marzenia były afrykańskie, a wędrówki rozpoczęły się po Azji&
Oni właśnie wybierali się do Azji. Nie mogłem pojechać z nimi, bo nie miałem za co. Wyjechałem więc do pracy w Anglii, gdzie naprawdę ciężko pracowałem, nawet w strasznym odorze przy segregowaniu kalmarów. Zarobiłem jednak na pierwsze marzenie.
Ile ono kosztowało?
W Azji byłem dwa razy. Na pierwszą wyprawę w 2007 roku, z Asią i Marianem, pojechałem do Malezji, Singapuru, Indonezji, na Borneo i do Indii. Sześć tygodni wojażowania kosztowało 9 tysięcy złotych. Drugi wyjazd, do Indochin - do Tajlandii, Kambodży i Laosu, już mniej, bo nauczony doświadczeniem wydałem 5 tysięcy zł. Połowa tych kwot, to koszty lotów. Na miejscu żyje się oszczędnie, śpi się w tanich schroniskach, które wbrew niektórym opowieściom za odpowiednik 10-15 naszych złotych, zapewniają minimalny standard. Korzysta się z najtańszych środków lokomocji.
W Laosie jechaliśmy pick-upem załadowanym klatkami z kurami. Przez 3 godziny staliśmy na krawędzi przyczepy. Starsze od kierowców autobusy bywają przeżarte rdzą.
Zderzenie marzeń z realiami nie bolało czasem?
Świat, który zobaczyłem musiał być inny od tego z filmów, bo był prawdziwy. Nie można żadnego kraju poznać bez kontaktów z jego mieszkańcami. A oni byli naprawdę wspaniali, gościnni i życzliwi.
W Singapurze nie mogliśmy trafić na dworzec i zapytaliśmy o drogę starszego pana, który szedł z bagażami. Wyjaśniał nam, a kiedy zorientował się, że nie wiemy, dokąd iść, poszedł z nami, pomógł kupić bilety, odprowadził do autobusu i pomachał na do widzenia. Zobaczyłem niesamowite rzeczy i jeszcze zakochałem się. W azjatyckiej kuchni. Co oni potrafią zrobić z ryżu!<!** reklama>
Afryka też zaczarowała?
Spędziłem trzy miesiące w Ghanie, gdzie byłem wolontariuszem w sierocińcu. To zupełnie inna bajka. Chwilami, tak jak w Indiach, czułem się wprawdzie jak chodzący bankomat, bo miejscowi uważają, że każdy biały człowiek ma kupę kasy. Fascynujące jest jednak poznawanie egzotycznej przyrody i - znowu - ludzi. Biednych, ale ciągle uśmiechniętych. Jeszcze wrócę do Afryki.
Niebezpieczne chwile?
Na Sumatrze wylądowaliśmy wcześniej niż planowaliśmy i zdążyliśmy na wcześniejszy autobus. Coś nad nami czuwało, bo potem okazało się, że ten, którym mieliśmy jechać, spadł w przepaść. Najbardziej niebezpieczne chwile przeżyłem jednak nie w Azji, ani w Afryce, a w hiszpańskich Pirenejach. Samotnie wszedłem na szczyt na wysokości prawie 3 tysięcy metrów. Byłem na nim, kiedy nagle załamała się pogoda. Gęsta mgła, burza z piorunami, a ja sam na szczycie. Na szczęście znalazłem jakąś wnękę, w której skulony przeczekałem kilka godzin. A potem, przy schodzeniu, obok mnie przeszła kamienna lawina. Już żegnałem się z życiem.
Po takich zdarzeniach człowiek nie ma dość wypraw?
Tylko przez chwilę. Emocje mijają i& planuje się kolejne. Moim marzeniem, podróżnika i taternika amatora, jest zdobycie najwyższych szczytów na wszystkich kontynentach. Może nie Mount Everest, ale myślę o wspinaczce na pozostałe sześć. Nie usiedzę już na miejscu. Muszę podróżować.
Rada dla tych, którzy tylko marzą o dalekim świecie&
Jest w zasięgu. Niech nie boją się przeciwności. Potrzeba trochę odwagi, aby spróbować.
Grzegorz Pilarski - mieszkaniec NakłaPodróżnik, alpinista, kinomaniak interesujący się także teoriami spiskowymi i ezoteryką, niewykluczający istnienia życia pozaziemskiego. Absolwent nakielskiego liceum Krzywoustego, magister inżynier ochrony środowiska na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Przemierzył z plecakiem kilka europejskich i azjatyckich krajów, poznał smak Afryki.