Oczywiście dla naszego dobra. W naszym imieniu.
I choć to wybory samorządowe, to wywóz śmieci czy równanie dziurawej jak szwajcarski ser gruntówki na obrzeżach miasta z kretesem przegrały z polityką i partią przez duże "P".
Nie pamiętam tak upartyjnionych wyborów do gmin i powiatów, jak te. Sejmiki wojewódzkie to co innego. Wydawało się, że partyjna polityka kończy się właśnie na sejmikach wojewódzkich i prezydentach dużych miast, a na "prowincji" liczą się ludzie, którzy tutaj żyją i działają dla społeczności. Znają okolicę i ludzi. Jednak wybory z 15 października odesłały te zwyczaje do lamusa, a partie ruszyły chwacko w teren.
I to dosłownie.
Jedni się z tym kryli, trochę "przez ogródek" reklamowali swoich jako najlepszy wybór dla lokalnych społeczności. Inni szli hałaśliwie pod partyjnym szyldem, licząc, że przytłoczonych i otumanionych nadmiarem informacji wyborców złowią na obrazki, znaczki i logotypy bardziej niż na konkrety i postacie. Tym bardziej, jeśli na zdjęciu stanęli obok "kogoś", a inny "ktoś" wsparł.
Wybory to esencja demokracji. Liczy się każdy głos. Bo to nasze życie.
W tych wyborach teoretycznie decydujemy nie o wielkiej polityce, ale o tej codziennej: ile zapłacimy za bilet na tramwaj, postój auta w centrum czy wywóz trawy po skoszeniu trawnika przed domem. Także o szkole, ośrodku zdrowia w gminie czy żłobku na osiedlu. Bo nasze życie składa się głównie z banalnych z pozoru rzeczy. Z naszej codzienności, a ona jest zbyt cenna by oddać ją w ręce partyjnych macherów od pijarowych sztuczek czy wielkich obietnic.
A jednak te wybory to drugi akord po tych październikowych a przed czerwcowymi do PE i przyszłorocznymi lokatora Pałacu Prezydenckiego.
Wybierzmy uważnie. Dla siebie i sąsiada za płotem czy pani Krysi z trzeciego pietra. I pal sześć górnolotne słowa: dla Polski.
Warto posłuchać, jak brzmi cisza zanim postawimy krzyżyk.
Sprawdź
